REKLAMA
REKLAMA

OB.SESJA / PWSZ Sanok: Śladami „Granic umysłu” – wywiad z zespołem Humanoid

SANOK / PODKARPACIE. Istnieją już od czterech lat. Jak sami o sobie mówią, grają rocka z elementami innych gatunków. Mocne riffy, charakterystyczny wokal oraz głośna muzyka. Humanoid tworzą muzycy konsekwentni, mający własny styl – i dlatego nagrywają już kolejną płytę.

humanoid 4

KAROLINA ŁUCZKA: Jak Wam się grało na imprezie studenckiej?

MACIEJ BIERNACKI: To nie jest nasza pierwsza impreza studencka. Już wcześniej koncertowaliśmy na tego typu eventach. Najwięcej oczywiście wtedy, gdy sami byliśmy studentami, ale każdy we własnym zakresie. Wtedy się jeszcze nie znaliśmy.

Jak się poznaliście?

M.B.: Marcin napisał do mnie, bo to był głównie jego pomysł.

MARCIN KRUPA: Zgadza się. Pomysł na zespół był mój. Miałem namiary na takiego gościa, którego nazywano „Borsuk”, i napisałem do Maćka. Chciałem się spotkać, a wiedziałem, że Maciek gra na gitarze, więc wysłałem mu wiadomość: „Jestem zajebistym perkusistą. Czy chcesz być najlepszym gitarzystą na świecie”? I on się zgodził. Przyprowadził ze sobą Maćka Szpyrkę, basistę.

MACIEJ SZPYRKA: I do dziś dnia tego żałuję. (śmiech)

M.B.: Graliśmy przez chwilę sami, a po roku wzięliśmy do zespołu jeszcze Janka, bo mieliśmy za mało gitar.

Co oznacza nazwa Humanoid?

M.K.: Nie wiem. Nazwa przyśniła mi się.

M.S.: Gość miał taki koszmar, że nigdy nie potrafił nam tego opisać. (śmiech)

M.K.: Nie. Po prostu przyśniło mi się, jak mam nazwać swój zespół. Nazywa się tak, jak ma się nazywać.

J.S.: Do tej pory ma objawienia z kosmosu. (śmiech)

Jak powstają wasze utwory, kto jest twórcą?

M.K.: Zespół tworzy w ten sposób, że kompozytorem w 90 procentach jest „Borsuk”, czyli Maciek, muzykę pisze też wokalista Michał, który jest także autorem wszystkich tekstów.

humanoid 3

Macie na to jakąś metodę?

M.B.: Metoda jest taka, że długo gram, improwizuję, aż w końcu coś ciekawego wpadnie mi do głowy. Zazwyczaj jest to krótka fraza, o którą „zahaczam” i do niej dopisuję resztę utworu.

M.S.: I idzie odreagować do Rudery na piłkarzykach. (śmiech)

A czym się zajmujecie poza zespołem. Jak zarabiacie na życie?

M.K.: Nie możemy o tym mówić. Te informacje są u nas zastrzeżone. (śmiech)

Macie czas na próby?

M.B.: Szczerze powiedziawszy, to nie za bardzo. Ja mieszkam w Sanoku, reszta jest z Jasła. Na co dzień pracujemy, więc trudno jest nam organizować próby tak często, jakbyśmy chcieli. Ale jeśli stworzymy nowy kawałek, to każdy dostaje go drogą mailową.

Michał, brałeś udział w programie „The Voice Of Poland”. Jak się w nim znalazłeś?

M.K.: Zachęcił mnie Marek Piekarczyk, juror w tym programie.

M.B.: Marek Piekarczyk był na jednym z naszych koncertów w Rzeszowie. Bardzo mu się spodobał wokal Michała. Specjalnie zadzwonił do organizatorów, żeby podali mu namiary na niego.

W programie twoim opiekunem był właśnie Marek. Wybranie go nie było przypadkowe? Nie chciałeś wybrać kogoś innego?

M.K.: Nikt mi go nie narzucił wprost. Marek nigdy nie podszedł do mnie i nie powiedział, że muszę go wybrać. Ale dla mnie sytuacja była jasna. Gość mnie zauważył, on zaprosił mnie do tego programu. Czemu miałbym go nie wybrać? To było tak oczywiste, że nie było innego wyboru.

Co było dalej?

M.K.: Miałem śpiewać utwory, które chciałem. Jednak producenci coraz częściej narzucali mi takie, których wcale nie chciałem wykonywać, bo wiem, że nie zaśpiewam ich tak, jak piosenek, w których czuję się dobrze. Nie każdy jest w stanie zaśpiewać wszystko.

Czyli negatywnie wspominasz program?

M.K.: Wybór piosenek nie zawsze był trafiony, ale to nie oznacza, że źle wspominam program. Dzięki niemu zostałem zauważony, zobaczyli mnie inni ludzie, zaczęli się interesować. Oczywiście jestem wdzięczny Markowi, że dał mi taką szansę, bo to było dla mnie naprawdę bardzo ważne. Mogłem się pokazać szerszej publiczności.

Macie już jedną płytę na swoim koncie. Myślicie nad następną?

M.B.: Dwa lata temu nagraliśmy pierwszą epkę pt. „Granice umysłu”. Zawiera sześć autorskich utworów. Mamy już materiał na następną płytę. Do studia planujemy wejść w lutym 2015 r.

Gdzie najczęściej koncertujecie?

J.S.: Najczęściej gramy na Podkarpaciu. To kwestia tego, że nie mamy profesjonalnego managementu. Nie mamy zaplanowanych tras koncertowych. Czasem gramy pojedyncze koncerty, ale nie jest to opłacalne. To są zbyt duże koszta, które musi ponieść zespół z własnej kieszeni. Lubimy grać na mniejszych imprezach, bardziej kameralnych, gdzie mamy dobry kontakt z publicznością. Przyjemnie, jak publika włącza się w koncert. No wiesz, gdy pot się leje po ziemi. (śmiech) Wtedy jest fajnie. Większe imprezy rządzą się innymi prawami.

M.B.: Na Podkarpaciu też nie mamy dużego pola do popisu w porównaniu do miast takich jak Łódź czy Kraków. Tam jest więcej klubów, więcej imprez. Każdego wieczora można grać w innym miejscu, co tydzień w innej knajpie.

Maćku, jako absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej im. Jana Grodka w Sanoku, jak wspominasz studia?

M.B.: Studia i uczelnię wspominam bardzo dobrze, lecz trochę inaczej, niż ją widzę teraz. Wcześniej Sanok tętnił studenckim życiem. Każdy wiedział, że to miasto pełne młodych ludzi, integrowaliśmy się. W każdej knajpie było po sto osób. Na każdej stancji było milion ludzi. Teraz jest, jak jest. Zresztą, sama widzisz. Niż demograficzny, młodzi ludzie wyjeżdżają. Szkoda, że te czasy minęły.

Rozmawiała: Karolina Łuczka
studentka III roku reklamy i public relations
PWSZ w Sanoku

humanoid 6

materiały nadesłane

09-01-2015

Udostępnij ten artykuł znajomym:

Udostępnij


Napisz komentarz przez Facebook

lub zaloguj się aby dodać komentarz


Pokaż więcej komentarzy (0)