REKLAMA
REKLAMA

Jak rozwiązać targowy węzeł? Wiceburmistrz: Wszystko musi się samo ułożyć

SANOK / PODKARPACIE. W Sanoku działają cztery targowiska zorganizowane i jedno zwyczajowe. To jak na 40 tysięczne miasto sporo. Głosy, by urządzić jedno duże, dobrze zorganizowane targowisko przybierają na sile. Pytanie jest tylko jedno: czy jest to możliwe?

Dorota Mękarska

Dyskusja o funkcjonowaniu handlu targowego w mieście rozpoczęła się na nowo, gdy wpłynęły do władz miasta pisma od kupców. Pierwsze przyszło w dniu 16 września b.r. Napisano je w imieniu ponad 100 osób. Drugie magistrat otrzymał w dniu 30 września. Podpisało je 18 osób. Trzecie pismo wpłynęło do rady miasta 18 października. W imieniu 116 osób wystąpiła trójka kupców. Już w pierwszym piśmie kupcy wnioskowali o urządzenie targowiska przy ul. Białogórskiej. Powtórzyli tę propozycję w następnych monitach.

fef

116 kupców kontra jeden najemca

Jednak wśród handlujących na targowiskach w Sanoku nie ma całkowitej zgody, co do kroków, jakie powinny podjąć władze miasta. Jest ślad tego rozdźwięku w ostatniej korespondencji. W imieniu 116 kupców autorzy listu oświadczają, że jeden z najemców, który wystąpił do władz miasta z innymi propozycjami, nie reprezentuje interesu kupców z targowiska przy ul. Beksińskiego i nie ma prawa wypowiadać się w tej sprawie.

Jakie propozycje tak zbulwersowały kupców, że postanowiono ich autora wykluczyć z dyskursu na temat lokalizacji nowego targowiska? Otóż napisał on w swoim piśmie, że władze miasta powinny udostępnić odpłatnie kioski i alejki na zielonym rynku w dniu handlowym, wyznaczyć miejsca handlowe na parkingu obok Gim. nr 3, gdyż drugi parking znajduje się po drugiej stronie ul. Lipińskiego obok sklepu PSS. Trzecia propozycja odnosiła się do zamknięcia w środę dla ruchu kołowego drogi dojazdowej do zielonego rynku, która prowadzi do sklepu Wamat „Studio elektryki”. Według autora tych propozycji sklep ma zapewniony dojazd od strony ul. Beksińskiego, wzdłuż torów, natomiast na ulicy można dzięki temu wyznaczyć miejsca do handlu.

„Powyższe propozycje są alternatywą dla niezrozumiałych działań osób, proponujących tworzenie kolejnego prywatnego bazaru, poza dzielnicą Posada. Przypominam, że bazar zielony rynek, był wybudowany, wg słów radnego obecnej i poprzedniej kadencji, aby zlikwidować slumsy na Posadzie, a co z tego wyniknęło?”. Autor zauważa, że kosztował on duże pieniądze, a jest niewykorzystany. „Mimo takich doświadczeń w dalszym ciągu ktoś chce zakładać następny prywatny bazar z dużym poparciem niektórych radnych” – zauważa kupiec.

Dużo silniej zabrzmiał głos sanockich kupców handlujących obok Carrefoura, których otwarty list zaprezentowaliśmy na portalu.

Obowiązkiem miasta jest pobierać opłaty targowe

W Sanoku funkcjonują 4 targowiska zorganizowane: zielony rynek, targowisko obok Carrefouru, hala targowa i bazar na ul. Okulickiego, na którym kiedyś handlowano trzodą i rogacizną, a dzisiaj drobiem i sprzętem ogrodniczym. Zorganizowane nie znaczy, że miejskie. Targowisko przy ul. Beksińskiego jest zwyczajowym miejscem do handlowania.

Targowisko zorganizowane posiada ogrodzenie, jest utwardzone i ma sanitariaty. Takie warunki spełnia np. zielony rynek, który akurat jest miejski, ale targowiskiem zorganizowanym może być też prywatny bazar.

– Według ustawy za targowisko rozumie się miejsce, gdzie prowadzony jest handel, a obowiązkiem miasta jest pobieranie opłat targowych – tłumaczy Jacek Gomułka, naczelnik Wydziału Gospodarki Komunalnej i Lokalowej. – Przy Beksińskiego taka opłata jest pobierana, ale to nie znaczy, że my legalizujemy to miejsce. Kupiec musi posiadać na handel zgodę właściciela terenu.

Zagadnienia opłaty targowej reguluje ustawa z dnia 12 stycznia 1991 r. o podatkach i opłatach lokalnych. Radni Rady Miasta Sanoka ustalając wysokość opłaty targowej, zróżnicowali stawki kierując się potrzebą uporządkowania handlu w mieście. Dlatego opłaty na targowiskach zorganizowanych są trzy razy niższe niż na niezorganizowanych. Chodzi o to, by nie handlowano byle gdzie.

Bazar przy Beksińskiego funkcjonował jeszcze, gdy działka na której był urządzony stanowiła mienie komunalne. Jednak w 2012 roku miasto tę nieruchomość sprzedano. Od tamtego czasu wiadomo, że targowisko przestanie istnieć. Jednak niektórzy kupcy zachowywali się tak jakby miało trwać wiecznie. Ich co bardziej przezorniejsi koledzy skrzyknęli się i utworzyli targowisko przy Carrefurze. Dzisiaj, gdy bazar jest likwidowany, podniósł się na ul. Beksińskiego krzyk, a w ślad za tym poszły do miasta pisma z apelem: Ratujcie, bo tracimy miejsca pracy!

Meble nie zmieszczą się na zielonym rynku

Wydawałoby się, że w tej sytuacji wystarczy zrobić prosty ruch i przenieść handlujących na zielony rynek przy ul. Lipińskiego, który jak wiadomo jest wykorzystywany tylko w niewielkiej części. Rzeczywistość jednak okazuje się bardziej skomplikowana. Na zielonym rynku funkcjonuje opłata targowa, natomiast kupcy z ul. Beksińskiego zajmują się handlem obwoźnym. Codziennie targują w innym miejscu, wożąc swój towar po całej okolicy. Umowy dzierżawne na cały miesiąc są im niepotrzebne.

Jednak jeśli przyjrzeć się bliżej opłatom targowym i dzierżawie okazuje się, że bardziej korzystna jest ta ostatnia. Stanowiska rolno-spożywcze na zielonym rynku wydzierżawiane są za 2 zł za 1m kw., a przemysłowe 6 zł za 1m kw. , co w przeliczeniu na standardowe stanowisko daje 20 i 60 zł za miesięczną dzierżawę. Natomiast opłata targowa przy tym samym metrażu to kwota 40 zł za miesiąc.

Można by wprowadzić na zielonym rynku opłatę targową, ale wciąż obowiązuje tzw. trwałość projektu. W tym czasie nie można zmieniać wskaźników, na podstawie których miasto otrzymano unijne dofinansowanie. W przypadku zielonego rynku trwałość projektu potrwa jeszcze około roku.

Problem jednak nie jest tylko w dzierżawie, ale i w asortymencie, którymi handlują kupcy. Zanim powstał zielony rynek, przy ul. Beksińskiego handlowano przede wszystkim tzw. drobnicą. Sprzedawcy mebli stanowili mniejszość. Teraz jednak te proporcje odwróciły się. Nie ma szans, by sprzedawcy mebli pomieścili się na zielonym rynku. W boksach można klientom pokazywać jedynie zdjęcia, a przecież klienci chcą sprawdzić, jak wygodny jest fotel czy kanapa. Chcą mebel dotknąć, usiąść na nim i pooglądać z każdej strony.

Sprzedaż działki na Beksińskiego była złym pomysłem?

Na zielony rynek mogą więc trafić jedynie kupcy, którzy dysponują towarem o mniejszych gabarytach. Co z resztą?

Włodarze miasta, zgodnie z sugestiami kupców z ul. Beksińskiego, zaproponowali lokalizację przy ul. Białogórskiej. Jak to zostało przyjęte przez radnych – już relacjonowaliśmy. W trakcie sesji jednak jasno wybrzmiało stanowisko radnych, którzy uważają, że w mieście powinien postać jeden duży bazar.

lewandowskipiotrPatrząc z perspektywy czasu wydaje się, że sprzedaż działki przy ul. Beksińskiego nie była najszczęśliwszym pomysłem. – To było wtedy uzasadnione działanie. Natomiast teraz sytuacja zmieniła się – podkreśla Piotr Lewandowski, radny z Posady. – Była nadzieja, że kupcy przeniosą się na zielony rynek, ale oni podzielili się na trzy grupy.

drwiegamaciej

 

Mając tę wiedzę, którą posiadamy obecnie, to prawdopodobnie lepiej by było gdyby targowisko nadal funkcjonowało w tym miejscu, ale pomysł na sprzedaż działki wynikał z tego, że po drugiej stronie rozgościło się Intermarche – dodaje Maciej Drwięga, również radny z dzielnicy Posada.

olejko

 

Ja bym tego nie krytykował – mówi wiceburmistrz Edward Olejko. – Powstanie Bricomarche to nowe stanowiska pracy i podatek dla miasta. Pamiętajmy, że obecnie na tym placu handluje się raz w tygodniu, od godz. 7 do 15. Przez cały tydzień jest on wykorzystywany zaledwie przez 8 godzin. Ten teren wygląda obecnie fatalnie. Gdyby był wykorzystywany inaczej to byłaby korzyść dla miasta. Inna sprawa na co pieniądze ze sprzedaży działki były wykorzystane. Poszły na chybione inwestycje, w tym na zielony rynek i parking wielopoziomowy.

Kupcy nie mogą nam dyktować, co mamy robić

Nie pora jednak płakać nad rozlanym mlekiem, ale zastanowić się co dalej z handlem targowym w naszym mieście. Kupcy znad Sanu w piśmie otwartym do władz miasta dość autorytarnie stwierdzili: „Nic o nad bez nas”. Informują, że przygarną do siebie najbardziej zagrożonych utratą pracy kupców z Sanoka, którzy handlują na ul. Beksińskiego, ale nie widzą możliwości urządzenia targowiska na dodatkowych 15 arach, co zasugerowali burmistrzowi radni miejscy.

Takie postawienie sprawy przez kupców znad Sanu nie podoba się Edwardowi Olejce. – Nie możemy się liczyć z każdym wystąpieniem – zastrzega wiceburmistrz. – Rada zasugerowała w jakim kierunku mamy pójść i w tym kierunku pójdziemy. Kupcy nie mogą nam dyktować, co mamy zrobić. Oni mają stanowiska pracy i chodzi im o to, by nie wprowadzać tam konkurencji. Nie jestem też za tym, by skupić się w tej sprawie tylko na sanoczanach, bo nie może być obywateli lepszych i gorszych. Gdybyśmy podjęli uchwałę z takim zapisem, to wojewoda, by nam ją zakwestionował.

Według Edwarda Olejki propozycja radnych, by docelowo rozwiązać problem z targowiskami, urządzając jeden dobrze zorganizowany bazar jest całkowicie nierealna. – Nie ma w mieście tak dużych działek – stwierdza wiceburmistrz. – Jest jedna działka w Olchowcach przy ul. Mostowej, ale to jest daleko. Kto tam będzie jeździł?

Na razie wiceburmistrz zlecił, by pracownicy magistratu przeprowadzili rzetelne rozpoznanie, kiedy rzeczywiście bazar przy ul. Beksińskiego będzie zlikwidowany, bo padają różne terminy. Być może nie stanie się to tak szybko, jak alarmują kupcy. A co dalej? – Wszystko musi się samo ułożyć – odpowiada Edward Olejko.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: TARGOWISKA W SANOKU: „Nic o nas bez nas!” List otwarty kupców do władz miasta

Przewodniczący RM: To będzie wyglądało szkaradnie! Radni nie wyrazili zgody na utworzenie targowiska przy ul. Białogórskiej (FILM)

Źródło: P24.PL

25-10-2016

Udostępnij ten artykuł znajomym:

Udostępnij


Napisz komentarz przez Facebook

lub zaloguj się aby dodać komentarz


Pokaż więcej komentarzy (0)