REKLAMA
REKLAMA

Urzędnicy mają spokój, bo hałasu nie dało się zmierzyć. Tylko ludzie cierpią

SANOK / PODKARPACIE. Mieszkańcy Śródmieścia skarżą się na hałas, który emitują w okresie wiosenno-letnim urządzenia wentylacyjno-klimatyzacyjne sklepu wielkopowierzchniowego „Stokrotka”. Żądają zmierzenia poziomu hałasu, ale okazuje się, że jest to niewykonalne. Kontroler nie może nakazać włączenia urządzeń w okresie jesienno-zimowym, a w lecie, gdy one pracują nie można pomierzyć natężenia hałasu, gdyż tzw. „tło” zakłóca dokładność pomiaru. Typowo polski absurd.


Dorota Mękarska

Problemy z hałasem są od 2015 roku, gdy „Stokrotka” została uruchomiona przy ul. Gieli. Mieszkańcom Śródmieścia zaczęły dawać się we znaki dźwięki sygnałów alarmowych, które włączały się zazwyczaj w nocy.

Jak nie urok to przemarsz wojska

– Syreny budziły całe osiedle – mówi Jan Wydrzyński, mieszkaniec ul. Daszyńskiego i radny miejski. – Przyjeżdżała policja, funkcjonariusze biegali wokoło sklepu. Zdarzało się, że syreny wyły do godz. 6 rano, dopóki nie zjawiła się obsługa.

Nie były to wcale pojedyncze incydenty. Po powtarzających się zdarzeniach wprowadzono wreszcie zmiany organizacyjne, które umożliwiły zdalne wyłączanie syreny alarmowej. To jednak nie spowodowało, że noce stały się spokojniejsze. Głośna praca urządzeń wentylacyjno-klimatyzacyjnych doprowadziła do tego, że wielu mieszkańców okolicznych bloków zaczęło mieć problemy ze snem.

16121810_1196373143815783_1645635901_o

W ciągu dnia sklep też jest przewietrzany, ale to nikomu nie przeszkadza, bo w tym czasie wszyscy są aktywni, natomiast w nocy hałas jest nie do wytrzymania – podkreśla Jan Wydrzyński, dodając. – Cieszymy się, że ten teren został zagospodarowany, ale to nie może się wiązać z uciążliwościami dla mieszkańców.

Radny zgłosił ten problem na sesji Rady Miasta w Sanoku, natomiast lokatorzy zwrócili się z interwencją do Spółdzielni Mieszkaniowej „ Śródmieście”. Ta z kolei do Starostwa Powiatowego w Sanoku. Starostwo uznało, że sprawę powinien zbadać Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Rzeszowie.

Rozpoczął się spór kompetencyjny, bo ani starostwo ani WIOŚ nie chcieli płacić za badanie natężenia hałasu. Sprawa dotarła aż do Ministerstwa Środowiska, które stanęło na stanowisku, że powinien je przeprowadzić WIOŚ na swój koszt – wyjaśnia radny.

Kuriozalne przepisy powodują, że się nie da

W zeszłym roku odbyły się dwie nocne kontrole przeprowadzone przez kontrolera z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska Delegatura w Jaśle. Podczas pierwszej, do której doszło w lecie, okazało się, że pomiar natężenia hałasu, nie jest możliwy, gdyż tzw. „tło”, czyli odgłosy życia miasta, zakłócają dokładność pomiaru.

Drugą przeprowadzono w okresie jesiennym. Pod koniec listopada do sanockiego starostwa nadeszła odpowiedź w tej sprawie. Wynika z niej, że dokonano oględzin elementów, które są źródłem hałasu oraz dokładnie je zewidencjonowano. I na tym koniec. Dlaczego?

Okazało się, że urządzenia w tym czasie nie pracowały, a zgodnie z polskimi przepisami, choć inspektor przeprowadzający kontrolę uprawniony jest do wstrzymania ich ruchu, to nie może żądać uruchomienia instalacji. Na dodatek na podstawie ustawy o swobodzie działalności gospodarczej organy kontrolne muszą powiadomić kontrolowany podmiot o zamiarze jej wykonania. Abstrahując już od sanockiego przypadku, takie zapisy prawne mogą storpedować prawie każdy pomiar natężenia hałasu, jeśli nie życzy sobie tego kontrolowany.

Takie są przepisy – tłumaczy Aldona Krochmal-Kosiba, kierownik WIOŚ Delegatura w Jaśle. – My musimy działać w zakresie prawa ustanowionego przez prawodawcę, a pomiary muszą być wykonane zgodnie z wymogami i rozporządzeniem w tym zakresie.

16106663_1196373170482447_1488492056_o

Urzędnicy nie mogą umywać rąk

To jest kuriozalne, bo tak do tego podchodząc, to żadnego pomiaru nie można by było dokonać – zżyma się Jan Wydrzyński.

Kontrolerzy przyjeżdżają w porze wieczornej, kiedy różnica hałasu dobiegającego z miasta, a hałasem emitowanym przez urządzenia jest za niska i nie są w stanie wykonać prawidłowo pomiaru. Umywają ręce i wszystko jest według niech w porządku – zauważa Teresa Szarek, członek zarządu Spółdzielni Mieszkaniowej „Śródmieście” w Sanoku.

Radny Wydrzyński wcale jednak nie zamierza złożyć broni. Na najbliższej sesji Rady Miasta chce ponownie nagłośnić tę sprawę. Również Spółdzielnia Mieszkaniowa „Śródmieście” nie zamierza odpuścić, jeśli interwencje mieszkańców będą się powtarzać.

– W tej chwili nie otrzymujemy sygnałów, że spokój jest zakłócany, bo mamy okres zimowy, ale problem zaczyna się na wiosnę i trwa do jesieni. Jeśli nic się nie zmieni i będą do nas nadal docierać sygnały, że hałas jest uciążliwy, będziemy w dalszym ciągu wysyłać monity do odpowiednich służb – zapowiada Teresa Szarek. – Nie możemy mieszkańców pozostawić z tym problemem samych. Może też sklep zainteresuje się tą sprawą i coś z tym hałasem zrobi.

Zwróciliśmy się do spółki, która jest właścicielem sieci sklepów „Stokrotka” w Polsce, z zapytaniem dotyczącym możliwości wytłumienia pracy urządzeń wentylacyjno-klimatyzacyjnych w sanockiej placówce. Odpowiedź przedstawimy na portalu esanok.pl.

16-01-2017

Udostępnij ten artykuł znajomym:

Udostępnij


Napisz komentarz przez Facebook

lub zaloguj się aby dodać komentarz


Pokaż więcej komentarzy (0)