Grupom chuliganów i policyjnym prowokatorom nie udało się zatrzymać Marszu Niepodległości. Wielotysięczna manifestacja środowisk narodowych i klubów „Gazety Polskiej” przeszła wczoraj ulicami Warszawy.
Tuż po rozpoczęciu marszu, który wyruszył z ronda Dmowskiego, na oczach dziennikarzy „Codziennej” i kilku fotoreporterów policjanci ubrani po cywilnemu, w kominiarkach, dwukrotnie rzucili maszerującym petardy pod nogi. Następnie wyjęli teleskopowe pałki z kieszeni i wbiegli w tłum. Rozpoczęły się zamieszki. Funkcjonariusze użyli broni gładkolufowej i gazu pieprzowego. Grupa zamaskowanych chuliganów rzucała kamieniami i racami.
W krytycznym momencie na demonstrantów ruszyły policyjne polewaczki i kordony policji. Nie doszło do konfrontacji dzięki posłom PiS-u, którzy zastąpili drogę policjantom z armatką wodną i nie pozwolili im ruszyć. Demonstranci wciąż w otoczeniu policji mogli maszerować dalej. Politycy, a także uczestnicy, z którymi rozmawialiśmy, mówili o innych prowokacjach ze strony funkcjonariuszy.
Dalsza część marszu przebiegła już spokojnie. Licznie wzięły w nim udział kluby „Gazety Polskiej”, a także Węgrzy, którzy przybyli do naszego kraju z rewizytą – liczni przedstawiciele środowiska „Gazety Polskiej” odwiedzili ich 15 marca w dniu węgierskiego Święta Niepodległości.
Jak dowiedziała się „Codzienna”, uczestnicy Marszu Niepodległości, którzy zjechali do Warszawy z całej Polski, mieli problemy z dotarciem do stolicy.
– Zatrzymano nasz autokar dwukrotnie. Cztery razy kontrolowała nas policja, raz Inspekcja Ruchu Drogowego. Zażądano m.in. imiennej listy pasażerów. Podczas całej drogi towarzyszył nam także samochód kia z policyjną rejestracją – mówi poseł Stanisław Pięta.
Policja strzela w tłum. Marsz Niepodległości.
lub zaloguj się aby dodać komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz