REKLAMA
REKLAMA

Bieszczady czekają na turystów, ale mogą się nie doczekać

BIESZCZADY24.pl / PODKARPACIE. 14 stycznia  br. rozpoczynają się w Polsce ferie zimowe, które  zakończą się 24 lutego. Czy Bieszczady zaleje fala turystów? Niestety, prognozy nie są optymistyczne.


Dorota Mękarska

Najwcześniej zimowy wypoczynek rozpoczynają uczniowie z województw: kujawsko-pomorskiego, lubuskiego, małopolskiego, świętokrzyskiego i wielkopolskiego. W Bieszczadach i Beskidzie Niskim tradycyjnie  najbardziej oczekuje się na mieszkańców województwa mazowieckiego, gdzie  w tym  roku okres zimowej kanikuły rozpoczyna się od 28 stycznia, bo w powszechnej opinii warszawiacy dają najlepiej zarobić.

Mniej zamożni nie mają czego szukać w Bieszczadach
Znawcy branży turystycznej twierdzą jednak, że ani podczas ferii zimowych,ani w wakacje, nawał turystów nam nie grozi. Na turystyce odbija się wyraźnie kryzys gospodarczy, z którym mamy obecnie do czynienia. Na wypoczynek stać już tylko najbogatszych, którzy wolą jednak wydawać pieniądze za granicą.

Zniknęła oferta dla klasy średniej i mniej zamożnej – podkreśla Stanisław Orłowski, przewodnik PTTK, przewodnik beskidzki i BdPN oraz prezes Stowarzyszenia Przewodników Turystycznych „Karpaty”.

Dwa noclegi to max
Pauperyzację społeczeństwa widać nie tylko po statystykach hoteli, pensjonatów, czy schronisk turystycznych, ale również po długości pobytów w Bieszczadach, czy Beskidzie Niskim. Od wiosny 2012 roku roku przeciętny tygodniowy pobyt skrócił się do zaledwie 3 dni.
Turyści jadą przez noc, rano  kwaterują się w hotelu, korzystają z dwóch noclegów na miejscu i wyjeżdżają wieczorem, by nie płacić za kolejny nocleg – tłumaczy przewodnik.

Na obiad tylko zupka
Goście liczą się z każdą wydaną złotówką. Oszczędzają nie tylko na atrakcjach, z kilku wybierając zaledwie jedną, czy dwie, ale  również na posiłkach.  Wcale do rzadkości nie należy, że wycieczka zamawia tylko zupkę, rezygnując z drugiego dania.  W schroniskach, czy pensjonatach, gdzie do dyspozycji wczasowiczów jest kuchnia, gotują sobie sami.

Nie chcą korzystać z  restauracji, czy barów, gdyż twierdzą, że jest drogo – podkreśla Stanisław Orłowski.
To jest prawda. Porcja pierogów kosztuje u nas  8 -10 zł podczas gdy u górali pierogi można już zjeść za 6 zł.
Turyści oszczędzają również na parkingach, ale nie ma się co temu dziwić, bo kilka złotych za każdą godzinę postoju to prawdziwe zdzierstwo.

W Bieszczadach nie ma już wycieczek szkolnych
Dramatycznie, bo aż o 2/3,  spadła w Bieszczadach liczba wycieczek szkolnych. Jest to skutek nie tylko drożyzny w naszym regionie i braku oferty dla dzieci i młodzieży, ale przede wszystkim efekt drakońskich przepisów związanych z organizacją wypoczynku dla uczniów. Nauczyciele i opiekunowie, bojąc się odpowiedzialności, wolą nie wyjeżdżać na wycieczki, podczas których uczniowie nie zawsze zachowują dyscyplinę.

Obsługa za 4 zł na godzinę
Na kogo, więc Bieszczady mogą liczyć? Odpowiedź jest prosta. Na zdeterminowanych turystów, dla których piękno nieskażonej przyrody i krajobrazu, a także spokój, który można jeszcze znaleźć w „krainie łagodności”, są nadrzędne.

Ci turyści zderzają się jednak z brakiem profesjonalnej obsługi, zarówno w obiektach turystycznych, jak i wśród samych przewodników.  Nie jest tajemnicą, że wyedukowani w Polsce hotelarze i gastronomowie już dawno wyjechali za granicę, a na rynku brakuje przewodników ze znajomością języków obcych.
Całe roczniki młodzieży wyjeżdżają do Anglii, bo jeden wyciąga drugiego – mówi Stanisław Orłowski.
Ci, co zostają pracują na czarno, za stawkę 4 zł za godzinę. I to nie otrzymują pieniędzy na bieżąco. To rodzi  olbrzymią frustrację, a nawet nienawiść.

Organizacje turystyczne dążą do tego, by zmienić ten stan rzeczy, w ramach własnego środowiska. Kilka z nich złożyło np. wniosek do Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Rzeszowie o przekwalifikowanie  magistrów filologii na  przewodników terenowych.  Trzy podejścia  nie dały jednak pozytywnego rezultatu, gdyż urzędnicy stanęli na stanowisku, że kursanci muszą mieć gwarancję zatrudnienia.

Gminy inwestują w drogi, bo naciska na to elektorat
Przyczyną małego ruchu turystycznego w Bieszczadach i Beskidzie Niskim jest również brak infrastruktury turystycznej.

Tylko Bieszczadzki Park Narodowy  i nadleśnictwa RDLP w Krośnie inwestują w tę infrastrukturę – uważa przewodnik. – Gminy natomiast inwestują w drogi, bo na to naciska elektorat.

Krajobraz niszczy się bezkarnie
Niestety, indolencja gmin odbija się również na pięknie krajobrazu, dla którego przecież przyjeżdżają złaknieni wspaniałych widoków turyści. Gminy nie współpracują z architektami krajobrazu i nie chcą współpracować. Efekt jest taki, że w Bieszczadach, przede wszystkim nad Jeziorem Solińskim,  powstają koszmarne osiedla domków turystycznych i paskudne kramy.

Oprowadzałem w tym roku grupę Duńczyków po Bieszczadach. To byli ludzie, którzy  widzieli już cały świat, ale Bieszczadami byli wprost zachwyceni.  Chciałem zawieźć ich nad Jezioro Myczkowieckie, więc przejeżdżaliśmy przez Solinę. Byli zaszokowani jej brzydotą. Zapytali, ile osób siedzi w więzieniu za zniszczenie tak pięknego krajobrazu? – opowiada Stanisław Orłowski.

Gestorzy muszą walczyć o turystykę, bo z tego żyją
Ratunkiem dla  Bieszczadów jest mobilizacja gestorów branży turystycznej, którzy muszą zaangażować się, również naciskając na samorządy, w tworzenie infrastruktury, pozwalającej na rozwój turystyki, nie ingerującej drastycznie w środowisko naturalne. W Bieszczadach powinna rozwijać się koncepcja  „Gwiezdnego Nieba”, trasy spacerowe i do nordic walking, trasy saneczkowe, a także turystyka konna.

Właściciele obiektów noclegowych muszą się w to włączyć – apeluje przewodnik.
Jeśli tego nie zrobią,  ruch turystyczny będzie nadal spadał, a wtedy pensjonaty i hotele trzeba będzie sprzedać.  Tak już w Bieszczadach zaczęło się dziać.

08-01-2013

Udostępnij ten artykuł znajomym:

Udostępnij

Napisz komentarz przez Facebook

lub zaloguj się aby dodać komentarz


Pokaż więcej komentarzy (0)