REKLAMA
REKLAMA

SANOK: Udane morsowanie w lany poniedziałek! Sanocki klub rośnie w siłę (ZDJĘCIA)

SANOK / PODKARPACIE. Wesołe morsy z Sanoka spotkały się w lany poniedziałek, aby rozpocząć drugi dzień świąt wielkanocnych od ulubionej kąpieli w lodowatej wodzie. Nie zabrakło sympatycznych zabaw w „oblewanego” i sesji zdjęciowej w Sanie i na zaśnieżonym brzegu.

Tomasz Sokołowski

Powoli kończy się sezon na morsowanie. Do końca kwietnia spotykać się będą Wesołe Morsy Hipotermia z Sanoka. Klub funkcjonuje już drugi sezon, a liczba chętnych na kąpiele w lodowatej wodzie rośnie. Aktualnie sanocka grupa liczy 35 członków. Najmłodszy ma 9 lat, najstarszy około 70. Co ciekawe nie wszyscy faktycznie wskakują do Sanu. Okazuje się, że należąc do klubu można być morsem, foczką lub… pingwinkiem lądowym.

Morsy to rzecz jasna kąpiący się mężczyźni. Foczki to kobiety, które również wskakują do wody. Z kolei pingwinki lądowe to tak jak ja, osoby przebywające na brzegu, taka banda kibiców – uśmiecha się Magdalena Przybylska-Pach, przedstawiciel stowarzyszenia Wesołe Morsy Hipotermia Sanok.

Sezon na morsowanie zaczyna się w listopadzie i trwa do końca kwietnia. W Sanoku miłośnicy tej aktywności spotykają się co tydzień w niedzielę, mniej więcej o godzinie 10:30 przy Sanie na odcinku pomiędzy Skansenem a Sosenkami. Tam przeprowadzana jest wspólna rozgrzewka, a chwilę później zahartowani sanoczanie wskakują do wody. Okazuje się jednak, że nie tylko sanoczanie.

Zainteresowanie morsowaniem jest coraz większe. Do naszego klubu dołączają kolejne osoby. Ostatnio nasze szeregi zasilił Meksykanin, który przebywa w Sanoku na wymianie. Mamy również sympatycznego Węgra. Atmosfera jest fantastyczna. To wspaniali ludzie. Morsowanie bardzo wciąga, jest jak nałóg – wyjaśnia pani Magdalena i dodaje: – Morsowanie hartuje organizm, podnosi odporność i wbrew pozorom działa dobrze na stawy. Przeciwwskazaniem są problemy kardiologiczne.

Radośnie było 2 kwietnia w lany poniedziałek. Morsy wyposażone w bojowy sprzęt do polewania, w ramach rozgrzewki urządziły sobie regularną bitwę. Śmigus-dyngus był tematem przewodnim tego spotkania. Zresztą organizatorzy starają się, aby każda niedziela nad Sanem upływała pod znakiem innego tematu.

Foto: Bez Negatywu – Anna Białowąs

Tak to się zaczęło…

Jak relacjonuje nasza rozmówczyni, wszystko zaczęło się od Jerzego Nalepki, który morsował samotnie przez około dwa lata. Później, entuzjastą tej aktywności został Piotr Banasiewicz. To on rozpoczął „nakręcanie” całego przedsięwzięcia i namawianie ludzi do dołączenia do klubu. Grupa powiększała się. 1 stycznia 2018 roku minął rok od kiedy wesołe morsy z Sanoka spotykają się w większym gronie. Kończy się zatem ich drugi, wspólny sezon. Niedawno założyli oni stowarzyszenie, aby móc w łatwiejszy sposób sięgać po środki od sponsorów. Na razie wszystko opłacają z własnej kieszeni.

Na ten moment za wszystko płacimy sami. Zakupiliśmy flagę i czapeczki. W haftowaniu pomógł nam sponsor i przyjaciele klubu – zaznacza Magdalena Przybylska-Pach.

14 kwietnia sanoczanie wezmą udział w zakończeniu sezonu organizowanym przez klub morsów z Rzeszowa.

Foto: Bez Negatywu – Anna Białowąs

04-04-2018

Udostępnij ten artykuł znajomym:

Udostępnij


Napisz komentarz przez Facebook

lub zaloguj się aby dodać komentarz


Pokaż więcej komentarzy (0)