REKLAMA
REKLAMA

HOKEJ: Cały czas uczymy się na błędach

SANOK / PODKARPACIE. 17-letni defensor Karol Biłas zbiera w tym sezonie solidne szlify w Polskiej Hokej Lidze. – Od starszych kolegów uczę się dyscypliny. Pomagają mi i tłumaczą, co zrobić w danej sytuacji. Bardzo się cieszę, że w piątce występuję z czwórką doświadczonych graczy – mówi obrońca Ciarko STS Sanok i młodzieżowy reprezentant Polski.

HOKEJ.NET: – Za nami pierwsza runda w wykonaniu Ciarko STS Sanok. Jakbyś ją podsumował? Gdzie widzisz plusy a gdzie jeszcze są minusy?

Karol Biłas: – Mamy swoje cele, które na razie realizujemy i oby tak zostało do końca. Na pewno naszym plusem jest to ze potrafimy grać dobrze pod kątem organizacji taktycznej. Największymi minusami są strzały na bramkę, oddajemy ich mało. Naszym słabym punktem są również wznowienia.

Przed sezonem główny temat stanowiła reaktywacja hokeja w Sanoku i ogrywanie młodzieży. Jednak drużyna osiąga całkiem dobre wyniki. Czy nie za wysoko na samym początku sezonu zawiesiliście sobie poprzeczkę? Utrzymywać równą formę cały sezon stanowi nie lada wyzwanie.

– Bardzo się cieszę, że moje rodzime miasto wróciło do ekstraklasy. Myślę, że do teraz zagraliśmy masę dobrych spotkań i utrzymany nasz poziom do końca sezonu. Cały czas jesteśmy głodni gry.

Kilka meczów z mocniejszymi na papierze rywalami było na styku. Czy gdzieś pozostał niedosyt, że można było sprawić sensację?

– Oczywiście, że tak było. Za przykład podam nasze mecze z Tychami, gdzie dwukrotnie mieliśmy okazję na trzy punkty. Niestety zabrakło chłodnej głowy, ale cały czas się uczymy na błędach i staramy się ich nie powtarzać.

Drużyna na początku sezonu zdobywa mało bramek. Wynika to z defensywnej taktyki czy może z małego doświadczenia zawodników na tym poziomie?

– Myślę, że z braku doświadczenia. Większość z nas gra dopiero pierwszy sezon na poziomie ekstraligi, więc musi minąć trochę czasu, aby zaaklimatyzować się do tego tempa i stylu gry. Czasem gramy jeszcze juniorski hokej, ale tak jak mówiłem wcześniej, jeszcze się uczymy.

Występujesz w obronie głównie z Hubertem Demkowiczem. Jak Ci się współpracuje z bardziej doświadczonym zawodnikiem? Od kogo uczysz się najwięcej na lodzie?

– Z „Dymkiem” gra mi się super . Pod jakimś względem się uzupełniamy. Dużo rozmawiamy o tym, co można poprawić lub jak zrobić coś lepiej. Od starszych kolegów uczę się dyscypliny. Pomagają mi i tłumaczą, co zrobić w danej sytuacji. Bardzo się cieszę, że w piątce występuję z czwórką doświadczonych graczy.

To Twój pierwszy sezon w seniorach na tym poziomie. Jak wiele dzieli poziom drugiej ligi słowackiej od PHL?

– Różnica poziomów jest wielka. Całkiem inne tempo, więcej fizycznej gry, choć takie drużyny jak Humenne dużo nie odstawały od drużyn z dołu naszej polskiej ekstraligi. Bardzo się cieszę, że mogę grać na lepszym poziomie niż ten na Słowacji.

Nie boisz podczas meczów wziąć ciężaru gry na swoje barki, przetrzymać krążka i ruszyć do przodu. Czy odpowiada Ci bardziej rola ofensywnie usposobionego obrońcy i czy chciałbyś rozwijać się pod tym kątem?

– Koledzy w juniorach śmiali się, że lepiej bym sobie poradził na skrzydle. Bardziej odpowiada mi jednak rola ofensywnego obrońcy, bowiem tacy bardziej się wyróżniają, mogą podpiąć się pod atak i dać świetne podanie. Moim wzorem ofensywnej gry wśród obrońców jest Quinn Hughes z Vancouver, chciałbym w przyszłości dysponować takim przeglądem pola, jak on.

Gracie bardzo dobrze w osłabieniu, zajmujecie czwarte miejsce pod względem skuteczności obrony osłabień, a dużo gorzej w przewagach. Z czego to wynika? Czy brakuje Wam kreatywnych zawodników, a obrońcy zbyt rzadko strzelają z niebieskiej?

– Cały czas staramy się poprawić grę w przewagach. Próbujemy różnych wariantów i mam nadzieję, że w końcu znajdziemy ten, który będzie przynosił efekty. Oddajemy za mało strzałów z niebieskiej linii, ale cały czas je ćwiczymy, więc mam nadzieję, że z czasem przewagi będą wyglądać coraz lepiej.

Mimo ograniczeń spowodowanych przez COVID-19, trybuny w Sanoku zawsze wypełniają się w limicie przewidywanej pojemności. Odczuwasz, że miasto dzięki hokejowi odżyło po czterech latach braku gry na tym poziomie?

– Niestety, w obecnej sytuacji nie ma szans na stuprocentowe zapełnienie hali. Szkoda, bo myślę, że kibice mogliby nam sprawić nieraz pozytywną niespodziankę swoją frekwencją. Teraz będzie jeszcze ciężej, bo mecze będą odbywać się przy pustych trybunach, a jest wiadome że najlepsi kibice są w Sanoku; dają nam dodatkowego „kopa”. Moim marzeniem jest zagrać przy pełnej hali w Sanoku i mam nadzieję, że to się za niedługo spełni.

Po pierwszej dobrej rundzie apetyty na pewno wzrastają. Czekają Was trudne wyjazdowe potyczki w Sosnowcu, Gdańsku czy Toruniu. Bezpośrednie potyczki będą miały później ogromne znaczenie w walce o play-off. Jak szacujecie swoje szanse na tych trudnych terenach?

– Nie ważne czy gramy u siebie, czy na wyjeździe. Zawsze chcemy wywieźć komplet punktów i robimy wszystko, by zwyciężyć. Mecze z Sosnowcem oraz Gdańskiem są dla nas niezwykle ważne i powinniśmy wygrywać, bowiem są to przeciwnicy na naszym poziomie.

Koronawirus szaleje w ostatnich dniach. Czy gra przy pustych trybunach bez dopingu jest odczuwalna podczas meczów, szczególnie dla młodego zawodnika?

– Tak, oczywiście. Od młodzieży po seniorów ludzie chodzą tu oglądać hokej. To już sanocka tradycja, że mecz jest wielkim świętem. Na trybunach będzie mi bardzo brakować mojej dziewczyny, rodziny, przyjaciół i wszystkich bliskich mi osób. Zawsze fajnie jest grać i pokazać się przed osobami, na których ci zależy. Często, gdy gramy na Arenie, przechodzą mnie ciarki, gdy kibice skandują na trybunach „STS”. Będzie mi tego brakować.

rozmawiał: Sebastian Królicki / hokej.net
foto: Tomasz Sowa / archiwum eSanok.pl

16-10-2020

Udostępnij ten artykuł znajomym:

Udostępnij

Napisz komentarz przez Facebook

lub zaloguj się aby dodać komentarz


Pokaż więcej komentarzy (0)