REKLAMA
REKLAMA

Ciemne niebo to nasze bogactwo. Chińczycy tego nie skopiują

BIESZCZADY / PODKARPACIE Bieszczadzki Park Ciemnego Nieba powstał w 2013 roku, ale astroturystyka w naszym regionie nie rozwija się tak szybko jak byśmy chcieli, gdyż nie ma prawa, które by to wspomagało i brakuje pieniędzy.

Dorota Mękarska

Bieszczadzki Park Gwiezdnego Nieba jest jednym z zaledwie pięciu miejsc w Europie i dwóch w Polsce, gdzie można obserwować niebo pełne gwiazd. Pierwszy w Polsce utworzono w Górach Izerskich w Sudetach.

BPGN jest największym obszarem chronionego nieba w Europie. Ze względu na brak przemysłu całe pogranicze polsko–słowacko–ukraińskie  jest jednym z najciemniejszych zakątków, nie tylko w Polsce, ale również na całym kontynencie. Po stronie słowackiej funkcjonuje Park Ciemnego Nieba „Połoniny”. Taki sam, utworzony przez park narodowy, funkcjonuje po stronie ukraińskiej.
Bardzo przybliżone dane dotyczącego ruchu astroturystycznego w Bieszczadach na razie nie powalają na kolana. Szacuje się, że przez ostatnich kilka lat przewinęło się kilka tysięcy miłośników obserwacji nieba.

Każdy sobie świeci jak chce

BPGN został powołany do życia na podstawie porozumienia zawartego przez różne instytucje, w tym gminę Lutowiska. Jego organizatorzy promują nie tylko turystykę astronomiczną i ekologiczny rozwój regionu, ale muszą chronić też bieszczadzkie niebo przed świetlnym smogiem.

To zaś nie jest łatwe, bo powoływanie parków ciemnego nieba nie jest objęte w Polsce żadnymi normami prawnymi, a co za tym idzie ochronę nieba przed świetlnym zanieczyszczeniem nie gwarantują żadne przepisy.

W samych Lutowiskach światła publiczne wyłączane są o godz. 22, ale w bieszczadzkich wsiach ciemności nie są dobrze odbierane, choć zaczyna się powoli zmieniać świadomość w tej kwestii. Niektóre pensjonaty i obiekty turystyczne sięgają po pomoc ekspertów, tak by dostosować swoje oświetlenie do wymogów ciemnego nieba.

To są jednak sporadyczne przypadki, a świetlny smog coraz bardziej wpływa na bieszczadzkie niebo, gdyż w naszych górach powstaje coraz więcej obiektów, które są oświetlone przez całą noc.

– Każdy sobie świeci jak chce – zauważa Robert Bury, specjalista d.s. projektów astroturystycznych. – Trzeba by było uchwalić prawo miejscowe, które by to regulowało, ale to jest bardzo trudne do przeprowadzenia.

niebo

zdjęcie poglądowe

Słowak rozwija w Bieszczadach astroturystykę

Mimo problemów astroturystyka w Bieszczadach rozwija się. Z roku na rok coraz większa liczba turystów bierze udział w obserwacjach nieba, choć praktycznie stoi za tym jeden człowiek. Jest to Paweł Duris, Słowak z Bratysławy, przewodniczący sekcji ochrony nieba przed świetlnym zanieczyszczeniem działającym przy Słowackim Towarzystwie Astronomicznym. Od kilku lat organizuje pokazy nocne na terenie gminy Lutowska, z którą ma podpisaną umowę. Pokazy obywają się pod gołym niebem w jednym z punktów obserwacyjnych na Przełęczy Wyżnej lub we wsi Dwernik.

Płatny dwugodzinny pokaz zawiera: multimedialną prelekcję, obserwację gwiazdozbiorów gołym okiem w ślad za wskaźnikiem laserowym, obserwację letniej Drogi Mlecznej, obserwację najpiękniejszych obiektów letniego nieba przez duże teleskopy, w tym gromady gwiazd, mgławice i galaktyki, oraz obserwację planety Jowisz wraz z jego księżycami i Saturna. Przy większym szczęściu można zaobserwować aktualnie widoczne komety na niebie, sztuczne satelity latające wokół Ziemi oraz „gwiazdy spadające”. Pamiątką z tego wydarzenie jest zdjęcia na tle Drogi Mlecznej.

Z tej bieszczadzkiej atrakcji korzystają zarówno turyści, którzy interesują się astronomią, jak również tacy, którzy mają niewielki pojęcie o tej nauce. Tym ostatnim wiedza jest przekazywana w bardzo przystępny sposób. Z pokazu jednorazowo może skorzystać do 25 osób, oczywiście pod warunkiem że noc jest pogodna.

– To są ludzie, którzy chcą zobaczyć gwiazdy – podkreśla Paweł Duris. – Turystów najbardziej zadziwia informacja, że Bieszczady są jednym z zaledwie 5 miejsc w Europie, gdzie można obserwować rozgwieżdżone niebo.

Naszych gości fascynuje przede wszystkim Droga Mleczna. Większość wybiera właśnie ten temat pokazu.

Ciemnego nieba nie da się ukraść

– Potencjał promocyjny parków gwiezdnego nieba jest niesamowity, bo są to zwykle rejony trudno dostępne. Takiego nieba, jak w tych rejonach nie zobaczy się nigdzie indziej. To się świetnie sprzedaje – podkreśla Robert Bury. – Ciemnego nieba nie da się ukraść. Chińczycy tego nie skopiują, choć skopiować można już prawie wszystko.

O ile w Polsce o Parku Gwiezdnego Nieba w Bieszczadach, jest już coraz głośniej, to w Europie niewiele o tym wiadomo, chociaż jak zaznacza Paweł Duris coraz więcej przyjeżdża do nas astroturystów z Europy. Słowak organizował też pokazy dla zagranicznych dziennikarzy, którzy przyjechali w Bieszczady w ramach wyjazdu studyjnego.

Według Pawła Durisa promocja parku w kraju odbywa się w dużej mierze, i to z powodzeniem, pocztą pantoflową, ale przydałaby się promocja za granicą. Ministerstwo Spraw Zagranicznych udostępniło na swojej stronie informacje o bieszczadzkim parku. To jednak jeszcze za mało.

– Od lat próbujemy to rozpropagować i generalnie jest coraz więcej turystów, którzy chcą niebo w Bieszczadach obserwować, ale co robić w górach jak nie ma pogody? – pyta Robert Bury.

Dlatego narodził się pomysł, by w Bieszczadach powstało nieduże obserwatorium astronomiczne i planetarium. Są 2-3 możliwe lokalizacje tych obiektów: w Stuposianach, Lutowiskach i ewentualnie na Przełęczy Wyżnej.

Droga do tej inwestycji jest jednak daleka, bo gminy Lutowiska nie stać na taki wydatek. Można starać się o pieniądze z projektu, ale tak naprawdę to ostatni element tej układanki.

– Można kupić kopułę geodezyjną i urządzić małe planetarium, a potem jak będą możliwości wybudować wieżę obserwacyjną. To można osiągnąć metodą małych kroków – uważa były koordynator projektu BPGN.

Jak zaznacza Bury w amerykańskich czasopismach astronomicznych, aż roi się od reklam hoteli i pensjonatów położonych w parkach ciemnego nieba. Naszych gestorów bazy turystycznej jeszcze na to nie stać. Ale niektórzy z nich sami biorą sprawy w swoje ręce, np. w Chacie Socjologa na Otrycie powstało astro-obserwatorium. W teleskopy wyposażają się też gospodarstwa agroturystyczne i pensjonaty.

Nie wszędzie obserwacji nieba towarzyszy jednak przeprowadzona na właściwym poziomie prelekcja.

– Na razie brakuje osób do pracy w tej dziedzinie – zauważa Robert Bury.

– Jak by była większa promocja, to więcej osób mogłoby robić takie pokazy. – To nie muszą być profesjonalni astronomowie, ale amatorzy i miłośnicy astronomii – uważa Paweł Duris, który jest z zawodu informatykiem, od 30 lat patrzącym w gwiazdy.

milky-way-1049493_960_720

zdjęcie poglądowe

17-07-2017

Udostępnij ten artykuł znajomym:

Udostępnij

Napisz komentarz przez Facebook

lub zaloguj się aby dodać komentarz


Pokaż więcej komentarzy (0)