Ukraina potrzebuje prawdy o zbrodniach UPA na Polakach
To przede wszystkim Ukraińcy potrzebują prawdy o zbrodni wołyńskiej i uczciwego przyjęcia faktów. Nie oskarżamy narodu, ale konkretną organizację OUN-UPA – podkreślają rodziny ofiar.
W Pałacu Prezydenckim z inicjatywy prezesa IPN rozpoczęła się wczoraj debata historyczna na temat ukraińskiego ludobójstwa na polskich Kresach.
Do udziału w niej zaproszono przedstawicieli strony polskiej i ukraińskiej. Trudno jednak było nie odnieść wrażenia, że uczestniczący w debacie przedstawiciele ukraińskiej cerkwi greckokatolickiej i prawosławnej w bardzo ostrożnych słowach oceniali wagę i skalę zbrodni.
Trudno było niestety wyłuskać z ich wypowiedzi jasne stanowisko na temat oceny rzezi czy nawet faktów zebranych przez polskich historyków.
– Jesteśmy tu, by odcinać się od zła. A nie je nobilitować. Jeśli tak się nie stanie, to zawsze będziemy sobie wypominać np. akcję „Wisła” i nigdzie tą drogą nie dojdziemy – podkreślał ks. abp Józef Michalik, metropolita przemyski i przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski.
Zdaniem byłego ministra spraw zagranicznych Adama Daniela Rotfelda, pojednanie między Polakami a Ukraińcami może być tylko wynikiem powiedzenia prawdy.
– By nie wracać do spraw, które były już omawiane, ale sporządzić stan faktyczny – mówił dyplomata, który pracę badawczą Ewy i Władysława Siemaszków zebraną m.in. w dwutomowym „Ludobójstwie dokonanym przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945” uznał za jeden z kluczowych dokumentów.
Profesor Andrzej Krzysztof Kunert, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, odniósł się do wypowiedzi władyki Benedykta, biskupa pomocniczego Archidiecezji Lwowskiej Ukraińskiej Cerkwi Greckokatolickiej, który wyraźnie bagatelizował jednoznaczną wymowę faktów i wynikających z niej ocen.
– Tak jak cztery Ewangelie mówią o Bogu, który jest prawdą, ale każda inaczej, tak teraz na temat prawdy będą różne spojrzenia – uznał władyka Benedykt.
Kunert odparł, że trudno o optymizm, jeśli na ważnych spotkaniach strona ukraińska określa mordy na Polakach mianem „wydarzeń wołyńskich”, a strona polska określa je „zbrodnią wołyńską”.
– To nie kwestia obciążania narodu ukraińskiego, ponieważ surowo należy oceniać sprawców. Ta ocena nie jest potrzebna tym, którzy zginęli, ale narodowi ukraińskiemu – dodał Rotfeld.
Ksiądz arcybiskup Michalik przyznał, że sprawę Wołynia poznał, posługując w Gorzowie Wielkopolskim.
– Relacje ludzi mroziły krew w żyłach. Tego nie można wydrzeć z pamięci. Kiedy przybyłem do Przemyśla, do tamtejszej diecezji, odwiedziłem wszystkich księży. Wielkie wrażenie zrobiły na mnie również relacje ludzi, którzy przeżyli Wołyń i nie chcieli o tym mówić. Ci ludzie mieli łzy w oczach, zamykali się w sobie, wychodzili i niczego nie chcieli mówić – relacjonował metropolita przemyski.
Organizator sesji dr Łukasz Kamiński, prezes IPN, ocenia, że debata z ukraińskimi elitami nie jest łatwa, bo dotyka historii, która wywołuje cierpienie. Ale ma sens.
W ocenie Rotfelda, obie strony muszą najpierw stworzyć katalog faktów i zdarzeń. Profesor Ewa Siemaszko zwracała jednak uwagę, że strona poszkodowana nie żywi nienawiści wobec narodu ukraińskiego. Odwołała się do wspomnień księdza, który był proboszczem w jednej z dolnośląskich parafii, gdzie osiedlili się wygnańcy z Wołynia.
Był zdumiony, że wśród ludzi tak ciężko doświadczonych nie było śladu nienawiści.
– Złe emocje widzę, ale jest ich więcej w stosunku do państwa polskiego, które nie zadbało o pamięć i poniżało ofiary. Przykro mi to powiedzieć, ale dwa lata temu żołnierze 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK wystosowali do prezydenta pismo w sprawie obchodów 70. rocznicy rzezi. Do tej pory nie otrzymali odpowiedzi.
Zawoalowana prawda
Mimo wielu słów o otwartości, gotowości przyjmowania win czy chęci patrzenia w przyszłość nawet w tak dyplomatycznej dyskusji odebrać można było jednak sygnały świadczące o tym, że to tylko życzenia. Dlaczego? Mamy na Ukrainie zauważalną gloryfikację OUN-UPA, Stepana Bandery, liderów tych formacji, jest problem pomników stawianych rezunom i brak chęci do właściwego nazywania rzezi wołyńskiej.
– Na Ukrainie są próby opowiedzenia jej historii bez Wołynia – przyznał Andrij Portnow, ukraiński dziennikarz i publicysta. Tłumaczył to zjawiskiem różnego poczucia tożsamości narodowej w różnych regionach kraju.
– Krytycy UPA to ludzie o poglądach sowieckich, którzy podważają też prawdę o zbrodni katyńskiej. To nie jest taka prosta sprawa, proszę o tym pamiętać – zaznaczył Portnow.
Siemaszko przypomniała, że negatywne emocje w Polsce to pochodna gloryfikacji ludobójców na Ukrainie.
– Nad tym do porządku dziennego przejść nie możemy. Nie będziemy narzucać Ukrainie bohaterów, jednak różne gesty tamtej strony budzą niepokój. Nawet nasze upamiętnienia spotykały się z atakami ambasadora ukraińskiego – argumentowała Siemaszko.
Profesor Andrzej Kunert przyznał, że Rada ma trudności w wypełnianiu swoich obowiązków w przestrzeni ukraińskiej. Zwrócił jednak uwagę, że są tam ludzie, którzy pomagają odnajdywać miejsca kaźni Polaków, zapomniane osady, zniszczone wsie, bardzo często doły śmierci, celowo maskowane.
– Skala tych miejsce jest ogromna, miejsc zbrodni jest bardzo dużo – podkreślał Kunert.
Doktor Barbara Fedyszak-Radziejowska zwróciła z kolei uwagę, że warto wspólnie budować pamięć, czcząc tych Ukraińców, którzy zginęli z rąk banderowców za ratowanie Polaków.
– Jest ich około tysiąca. To bohaterowie, o których obie strony mogłyby myśleć tak samo – podkreślała socjolog.
Najdobitniej dyskusję w pałacu podsumował reprezentujący rodziny ofiar zbrodni Szczepan Siekierka. Rodziny pomordowanych nie obciążają narodu ani państwa tylko konkretną organizację.
– Na siłę dziś organizację OUN-UPA wciskamy narodowi i państwu ukraińskiemu. Wiemy, że działo się to na terytorium państwa polskiego i była to rebelia własnych obywateli na własnym narodzie. To jest istota sprawy.
– Nam, świadkom, którzy przeżyli to ludobójstwo, nie mieści się w pojęciu dzisiejsza terminologia pojednania. Jestem chrześcijaninem, ale oświadczam: nie nadużywajmy, bo nie ma w nas nienawiści – mówił Siekierka, który widział oskalpowane dziecko w kołysce i inne, równie makabryczne obrazy.
– Zdejmowałem dzieci ze sztachet, moja ciocia została zakuta widłami, a mój stryjek został zarąbany siekierami, choć jego żona była Ukrainką – relacjonował mężczyzna.
Żródło : Maciej Walaszczyk / www.NaszDziennik.pl
lub zaloguj się aby dodać komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz