REKLAMA
REKLAMA

„Ludzie ludziom zgotowali ten los”: Obóz pracy w Trepczy

TREPCZA. We wrześniu tego roku mija równe 70 lat od utworzenia przez Niemców w Trepczy obozu pracy dla Żydów.  Był on zlokalizowany nad Sanem  na wysokości skalistego brzegu, na którym zbudowana jest międzybrodzka cerkiewka.

 

Miejsce to wskazała niemiecka firma Kirchhoff, której zlecono pozyskiwanie kamienia na drogi. Na pobliskiej łące przy drodze do Mrzygłodu pobudowano 2 baraki dla licznej grupy Żydów sprowadzonych do katorżniczej pracy z getta w Zasławiu. Tu też ustawiono specjalne maszyny do kruszenia kamienia, który następnie wywożono ciężarówkami.

Jednym z nielicznych, ale pewnych źródeł wiadomości o tym obozie są zeznania Żyda o nazwisku Iwler Herman, który przetrzymywany w obozie w Zasławiu zdołał stamtąd uciec i ukrywając się najpierw w pomieszczeniach dworskich w Jurowcach, a później w lesie szczęśliwie dotrwał do końca wojny. Zeznania złożone 10 maja 1946 roku w krakowskim oddziale Żydowskiej Komisji Historycznej obecnie znajdują się w Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie im. Emanuela Ringelbluma i noszą sygnaturę odpowiednio 301/3558, 301/4314.

Foto. San w Trepczy. Z jego dna do późnej jesieni wybierano rzeczne kamienie. W głębi skalisty brzeg, na którym wznosi się cerkiewka w  Międzybrodziu.

Iwler Herman – kupiec z Ustrzyk dosyć szczegółowo opisuje sytuacje w tym mieście po zajęciu go przez Niemców, najpierw 8 września 1939 roku, a następnie 25 czerwca 1941 roku, po wypowiedzeniu wojny Związkowi Radzieckiemu. Nas najbardziej interesuje część wypowiedzi dotycząca obozu pracy przymusowej w Trepczy. Jego siłę roboczą stanowili młodzi Żydzi w liczbie około 600 osób, specjalnie wybierani spośród przetrzymywanych w getcie zasławskim. Oddajmy głos naocznemu świadkowi tych wydarzeń, który tak zeznaje:

„W poniedziałek 12 IX 42 zrobiono zbiórkę i wybrano 750 osób, młodych i silnych ludzi do pracy w fabryce wagonów i firmie Kirchhoff (…) Zostałem wybrany przez Niemca inż. firmy Kirchhoff. Zabraliśmy ze sobą plecaki z ubraniem i kilka par bielizny. On jeździł na aucie a nas zmuszał do biegu bijąc rapaczem. Było gorąco i ludzie padali ze zmęczenia. Tak nas nagnał do Trepczy do Sanu pod skałą kamieniołomów tam kazał się rozebrać, kąpać się i ostrzyc. Był już wieczór, każdy był oblany potem, a woda była zimna. Musieliśmy przejść przez San nago. Woda była miejscami tak głęboka, że wielu o niskim wzroście zaczęli tonąć. Ale nie wypuszczono nikogo z wody, dopóki wszyscy nie przeszli. Wzięliśmy wtedy mniejszych chłopców na ręce i po dwugodzinnej kąpieli ubraliśmy się (…)Tam wszyscy mieszkaliśmy w dwóch małych barakach. Była już żydowska Ordnungsdienst, która zrobiła zbiórkę i zabrała nam wszystkie rzeczy, zostawiając tylko jedną parę bielizny i ubranie. (…)Pracowaliśmy przy wydobywaniu kamieni z Sanu aż do 14 listopada kiedy rzeka już była pokryta lodem. Oprócz tego łamaliśmy skały, a mielone przez maszyny kamienie ładowaliśmy na auta i do wagonów.

Foto.  Historyczna góra Fajka, u podnóża której zlokalizowane były kamieniołomy. Na łące wzdłuż Sanu znajdował się obóz z barakami
i maszynami do mielenia kamienia zarządzany przez firmę Kirchhoff.

Wszystkie nasze rzeczy Niemcy wywieźli do Niemiec, albo sprzedali. Pracowaliśmy o głodzie i chłodzie, będąc stale bici przez co niektórzy nawet umarli ( z winy Lipholda – lagerfuhrera) i później lekarze musieli podpisywać orzeczenia, że umarli na udar serca. Chorzy mający 40 stopni gorączki również musieli pracować. Osobiście wywiozłem 3 osoby, którzy umarli w kilka godzin po ich zbiciu. Dostaliśmy 35dkg chleba na 3 dni. Na obiad dawali zupę z obierek od kartofli albo z brukwi, lub tez czarną kawę. (…) Jeżeli ktoś w czasie przechodzenia przez wieś zamieniał rzeczy lub kupił jedzenia (jak kartofle), Liphold i Kunze zabierali bijąc przy tym w twarz, przeważnie w oczy gumową pałką. Kunze był kierownikiem tzw. karnej grupy, gdzie każdy musiał ciągnąć kamienie na ciężkich żelaznych taczkach. (…) Tak pracowaliśmy do 14 listopada 1942 roku (była to niedziela), była już zima. W sobotę przyszedł gestapowiec Kratzman i jeszcze jeden, weszli do Lipholda oświadczyli mu, że nasza placówka zostaje zlikwidowana i mamy wrócić do Zasławia. W niedzielę rano przybyły 3-4 auta oraz auto z gestapo (…) Okrążyli baraki, ustawili nas w piątki, kazali zabrać rzeczy i odmaszerować do Zasławia.”

Iwler Herman wspomina, że większość Żydów z powiatów sanockiego,  leskiego i ustrzyckiego po krótkim pobycie w Zasławiu – zwłaszcza starzy, chorzy i dzieci – była wywożona transportem kolejowym do obozu w Bełżcu i tam dokonano ich eksterminacji. W mogiłach zbiorowych w Zasławiu spoczywają tysiące Żydów bestialsko mordowanych na miejscu w czasie funkcjonowania Zwangarbeitslager Zaslaw.

Warto zaznaczyć, że mimo obowiązywania niezwykle surowego prawa zabraniającego udzielania jakiejkolwiek pomocy Żydom pod rygorem kary śmierci  mieszkańcy Trepczy wzruszeni ich tragicznym losem najczęściej pod osłoną nocy przerzucali na teren obozu – a także krótko funkcjonującego tu getta – zawiniątka z jedzeniem. Pamięć o takich bohaterskich postawach wypływających z przykazania miłości przetrwała i jest przekazywana tu w wielu rodzinach po dzień dzisiejszy. Czyny te zasługują na odrębne opracowanie, które jest w przygotowaniu.

Foto. Więźniowie w obozie Zasław  /Archiwum Yad Vashem/

Tekst i zdjęcia; P R

źródło: materiał nadesłany

10-09-2012

Udostępnij ten artykuł znajomym:

Udostępnij


Napisz komentarz przez Facebook

lub zaloguj się aby dodać komentarz


Pokaż więcej komentarzy (0)