REKLAMA
REKLAMA

Dr Korkuć: Bez historii nie ma społeczeństwa obywatelskiego

Z dr. Maciejem Korkuciem, historykiem Instytutu Pamięci Narodowej, rozmawia Izabela Kozłowska

Przykład II wojny światowej pokazuje, że zawierane przez Polskę sojusze wielokrotnie zawiodły. Jaka płynie z tego nauka na przyszłość?

– Nigdy nie mamy pewności, czy nasz przyjaciel nam pomoże, tak jak na to liczymy. Ale to nie znaczy, że nie ma sensu mieć przyjaciół. Musimy też szukać tych, których łączą z nami wspólne interesy. W polityce to drugie jest ważniejsze – ale też nie jest gwarancją, bo czasem nasi partnerzy polityczni także popełniają samobójcze błędy. Sojusz z 1939 roku był najlepszy z możliwych. Przede wszystkim dlatego, że nie opierał się na pobożnych życzeniach Polaków, ale na wspólnym interesie obu państw. Atak na Niemcy i zmuszenie ich do podziału sił leżał w interesie Francji. To nie była – jak głosili niektórzy pismacy – „wojna o Gdańsk”. To była wojna o być albo nie być Francji i Polski. Francuzi zrozumieli to już po kilku miesiącach, w roku 1940. I zapłacili za niedotrzymanie sojuszu całkowitą klęską. Jest w naszym interesie, aby i dzisiaj Zachód z tego francuskiego doświadczenia wyciągał wnioski.

I dzisiaj my liczymy na sojusz – NATO. Alternatywy nie ma: nie wyczarujemy nagle potencjału militarnego, który przewyższy np. potencjał Rosji. I dzisiaj również nie wiemy, jak ten sojusz sprawdziłby się w godzinie próby. Art. 5 traktatu waszyngtońskiego bynajmniej nie musi oznaczać natychmiastowej pomocy militarnej wszystkimi środkami. Ale może. 1939 rok uczy, że to leży we wspólnym interesie sojuszników. Reagować na wojnę wojną, a nie dyplomacją.

II wojna światowa z polskiego punktu widzenia była napaścią dwóch państw.

– Trzech. Wciąż zapominamy, że 1 września 1939 roku wspólnie z Niemcami napadła na nas sprzymierzona z Hitlerem Słowacja. Specjalnie do ataku na Polskę wystawiła armię, jakiej nie miała nigdy wcześniej ani nigdy później. Konieczność walki WP również z armią słowacką była istotnym wsparciem dla Niemców na południowych odcinkach frontu – w Małopolsce. W nagrodę Słowacy otrzymali od Hitlera polski Spisz i Orawę, które okupowali aż do 1945 roku.

Dlaczego próbuje się „wybielić” udział Związku Sowieckiego?

– W Polsce wszyscy powinni pamiętać, że sowieckie agresje ostatecznie przekreśliły polskie szanse w tej wojnie. I w 1939 roku, i w latach 1944-1945. Połowę Polski, którą ZSRS zagarnął w roku 1939, zagarnął ponownie w roku 1944. I zniewolił całą resztę. Po 1989 roku wydawało się, że wraz z wolnością będziemy mieć państwo, które odpowiednio zadba o rozumienie tych faktów i na arenie międzynarodowej, i wewnątrz kraju. Tymczasem po 20 latach w wielu miastach wciąż straszą sowieckie pomniki głoszące, że Armia Czerwona „wyzwoliła” Polskę. W Warszawie za olbrzymie pieniądze odnawiany jest pomnik „braterstwa broni”, który jest urągowiskiem dla naszej pamięci narodowej.

Natomiast w dzisiejszej Rosji ta historia II wojny światowej jest opowiadana tak, aby zbrodnie ZSRS zniknęły w cieniu chwały „zwycięzców nad faszyzmem”. Hasło „my wyzwoliliśmy Europę” obowiązuje i jest wykorzystywane nie tylko w dyskusjach historycznych, ale w bieżącej polityce Rosji. A my swoimi sowieckimi pomnikami umacniamy propagandę Putina. Również tę wprost wymierzoną w pamięć narodową Polski. Brak słów.

Agresorzy II wojny światowej zostali wystarczająco rozliczeni, a przede wszystkim równomiernie?

– Nie zostali. Moskwa przez lata czerpała korzyści z udziału w wojnie zakończonej sowiecką okupacją i eksploatacją znacznej części Europy, w tym całej Polski. Dzisiaj chce własne zbrodnie zakrzyczeć szumnymi obchodami święta zwycięstwa i konsekwentną propagandą historyczną prowadzoną również na arenie międzynarodowej.

Niemcy stracili część przedwojennych terytoriów, ale po latach dokonują przewartościowania narracji historycznej. Zbrodnie niemieckie, okupacja niemiecka konsekwentnie jest zastępowana przez formuły „zbrodnie nazistowskie”, a opowieści o beznarodowych „nazistach” mają zastąpić proste fakty o agresji dokonanej przez Niemcy, z całym ich potencjałem, i o zbrodniach dokonanych przez niemieckie służby państwowe i Niemców, z których tylko część była w partii nazistowskiej. Bezmyślnie w tym wszystkim uczestniczy wielu naszych publicystów piszących o „okupacji nazistowskiej”. No i skupienie uwagi na „wypędzonych” jest przedstawiane jako wyraz agresji sąsiadów, a nie konsekwencja polityki ich własnego przywódcy, popieranego przez większość narodu.

Skądinąd istnieją również słowackie środowiska, które próbują dokonać relatywizacji udziału Słowacji w agresji, okupacji południowych fragmentów Polski i konsekwencji związanych z tymi faktami. Wsparciem dla nich jest powszechny brak wiedzy Polaków o działaniach słowackich przeciw Polsce.

Jaka jest największa zagadka II wojny światowej? Na które pytania wciąż brakuje odpowiedzi?

– Zabrakłoby miejsca na wymienianie choćby istotnej części – nie mówiąc o wszystkich. Przede wszystkim brak pełnego zrozumienia i oceny negatywnej roli ZSRS w II wojnie i w zniewoleniu Europy Środkowej po jej zakończeniu.

Powinniśmy zadbać, aby w świadomości świata, a przede wszystkim samych Polaków istniała rzeczowa wiedza o naszym doświadczeniu w tym czasie. II wojna jest i pozostanie ważnym punktem odniesienia nie tylko dla naszego pokolenia, lecz również dla następnych generacji. Bez znajomości podstawowych faktów będziemy bezbronni wobec propagandy wspomaganej przez inne państwa i wobec publikacji niemających wiele wspólnego z faktami.

Dlaczego ważne jest, by kolejne pokolenia znały historię swojej Ojczyzny?

– Historia to po prostu nasze doświadczenie. A ono jest zasadniczą częścią tożsamości i zarazem narzędziem pozwalającym na weryfikację docierających do nas informacji.

Historia zbiorowości podlega tym samym prawom logicznym co historia jednostek. U każdego człowieka wiedza na temat „kim jestem?” bierze się z doświadczenia życiowego, moje „ja” określają sukcesy i porażki zawodowe, życiowe, to co mi się udało, co osiągnąłem i czego nie przezwyciężyłem. Do tego dochodzić może duma (albo poczucie wstydu) z rodziców, dziadków etc. To jest nasza wiedza o nas samych. Wypełnianie CV to odtwarzanie naszej jednostkowej historii.

Pamięć pozwala nam wyciągać wnioski z doświadczenia. Jeśli wczoraj wpadłem w dziurę w jezdni, to dzisiaj mogę ją ominąć, aby nie stracić koła. Mogę – pod warunkiem, że pamiętam, co było wczoraj, rozumiem i wyciągam wnioski z mego doświadczenia.

W życiu narodu jako zbiorowości jest dokładnie tak samo. Wiedza o przeszłości jest potrzebna do rozumienia teraźniejszości. Rozumienie przeszłości pozwala na wyciąganie z niej wniosków. Nasze zbiorowe „ja” buduje duma z sukcesów, duma z postaw pozytywnych, ale wstyd za przejawy podłości u rodaków. Bez historii, czyli bez analizy naszych doświadczeń i wniosków z nich płynących, nie ma społeczeństwa obywatelskiego. Nie ma też odporności na kłamstwa, bo tracimy narzędzia rzeczowego zderzania propagandy z rzeczywistością.

Jak Pan ocenia świadomość historyczną Polaków, mając na uwadze zmiany w liceach prowadzące do zmniejszenia nie tylko liczby godzin lekcji historii, ale również okrojenie nauczanej treści?

– Jest przede wszystkim problem ludzi młodych – często postrzeganych jako pozbawionych wartości, jake konstytuowały tożsamość ich przodków. Uważam, że nie jest to obraz prawdziwy. Kiedy patrzę na moich studentów, myślę, że jest o wiele lepiej, niż to pokazują najbogatsze i najpotężniejsze media. I to jest prawdziwy problem. Jesteśmy ogłupiani, wciąż lansuje się ludzi wyjałowionych z poczucia elementarnej przyzwoitości, jak „celebrytów”. Jednocześnie nie są pokazywani normalni młodzi ludzie, dla których słowa o Polsce jako Ojczyźnie są czymś naturalnym, oczywistym, zwyczajnym. Nie ma w telewizji wywiadów z młodzieżą, która z pasją angażuje się w działania motywowane patriotyzmem. I choć tych ludzi są dziesiątki tysięcy, telewizja każdemu z nich zdaje się mówić: „Zobacz, prawdziwy świat to MY! – Wojewódzki, Figurski itp”. Jako reprezentanci „młodzieży” i kreatorzy trendów pokazywani są nierzadko ludzie prymitywni, kreatury bezkarnie wpychające flagę w psie odchody. „A ty jesteś sam” – wniosek ma być oczywisty: „Chcesz być cool – bądź taki jak  MY”. Wielu z nas zaczyna wierzyć w taki obraz. Jednak to nie jest prawda. Jest o wiele lepiej – ale nie zobaczymy tego w wiodących mediach.

Niestety, państwo w jakimś amoku autodestrukcji od kilku lat konsekwentnie zmierza w tym samym kierunku, co niektóre media: rozszerza politykę dążącą do pozbawiania nas tożsamości, ogłupienia, pozbawienia młodych ludzi narzędzi weryfikacji informacji. Ograniczanie nauki historii, idiotyczne eksperymenty wciąż dokonywane na naszych dzieciach przez MEN, zabijają nas jako obywateli, czynią  z nas bezmyślne i zatomizowane zbiorowisko konsumentów reklam. W tym różnych postaci reklam politycznych. Czy o to właśnie chodzi? – wciąż trudno uciec od tego pytania.

Dziękuję za rozmowę.

 


Izabela Kozłowska / NaszDziennik.pl

02-09-2012

Udostępnij ten artykuł znajomym:

Udostępnij


Napisz komentarz przez Facebook

lub zaloguj się aby dodać komentarz


Pokaż więcej komentarzy (0)