REKLAMA
REKLAMA

Pamięci poległych w Bykowcach (VIDEO)

10 września, jak co roku, oddamy hołd siedmiu żołnierzom, którzy 72. lata temu zginęli w Bykowcach, w walce z niemieckimi najeźdźcami. Najeźdźcami, dla których wszelkie konwencje istniały tylko na papierze i którzy realizowali przesłanie swojego wodza Adolfa Hitlera, który w jednym ze swoich ostatnich rozkazów wydanych przed atakiem na Polskę pisał: „Bądźcie bez litości, bądźcie brutalni, nasza przewaga daje nam wszystkie prawa…”.

Rzeczywiście, przewaga ta była ogromna – szczególnie pod względem uzbrojenia. Mimo bohaterstwa i poświęcenia polskiego żołnierza, niemieckie armie, które uderzyły na Polskę o świcie 1 września, szybko posuwały się w głąb naszego terytorium. Polska została zaatakowana z trzech stron: z zachodu, z północy (Prusy Wschodnie) i południa (Czechy i Słowacja). W pierwszych dniach września na ziemię sanocką wojna jeszcze nie dotarła – docierały tu jedynie wiadomości o toczonych walkach. Tylko sanockie koszary 2. pułku strzelców podhalańskich były puste. „Sanocki” pułk pojechał już na wojnę i rozpoczął, w składzie armii „Kraków”, walki z Niemcami gdzieś w okolicach Krakowa i Kielc.

Naszego górskiego terenu broniła armia „Karpaty” – późno sformowana i słaba pod względem uzbrojenia i liczebności. W skład tej armii wchodziła m.in. 3. Brygada Górska, w składzie której znajdował się batalion marszowy 6. pułku strzelców podhalańskich na co dzień stacjonującego w Samborze. W składzie tego batalionu znalazł się pluton karabinów maszynowych pod dowództwem ppor. rezerwy Mariana Zaremby – w cywilu inżyniera leśnika ze Lwowa.

Jeszcze 4 września wysłał on do swojej matki kartę pocztową z samborskich koszar, w której pisał: „Najdroższa Mamusiu do Sambora wyjechałem o godz. 9. Mieszkam u sierż. Urycia, dobrze mi jest, dbają o mnie, mam dobry wikt. Na razie zostaję w Samborze możliwe, że nawet dość długo, bo jestem jako zapasowy. Tutaj nastrój wcale dobry, tak jakby nie było wojny. Czuję się zupełnie dobrze […] Bądźcie dobrej myśli. Dzisiaj był tutaj dwa razy alarm ale bez skutku. Proszę powiedzieć Tatusiowi jeżeli będzie miał sposobność to niech wpadnie do Sambora, w dowództwie u sierż. Urycia dowie się gdzie będę. […]. Kończę, całuję was serdecznie. MARIAN”


Pocztówka datowana jest na 4.09.1939 r., ani ppor. Zaremba, ani jego rodzina z pewnością nie przypuszczali, że jest to ich ostatni kontakt, że za tydzień ppor. Zaremby nie będzie już wśród żywych.

Niemieckie wojska, prowadząc wojnę błyskawiczną, szybko posuwały się w głąb naszego kraju, przełamując kolejne linie obrony. San miał być jedną z nich. Nasz teren był atakowany z zachodu i południa przez 14. armię niemiecką. W kierunku Sanoka nacierała 1. Dywizja Piechoty Górskiej gen. mjr. Heinza Küblera. Czołówką tej dywizji była grupa pościgowa o kryptonimie „Geiger”. 9 września osiągnęła ona Sanok. Wcześniej miasto opuścili polscy żołnierze, którzy wycofali się na prawy brzeg Sanu, wysadzając przedtem mosty na Sanie w tym ten w Olchowcach. Polacy obsadzili wzgórza na prawym brzegu w kierunku na Białą Górę, Międzybródź i Mrzygłód, a na południe w kierunku Leska.

Szczególnie mocno był obsadzony odcinek w pobliżu strategicznej drogi, prowadzącej do Przemyśla i dalej do Lwowa. Dlatego rozmieszczono tu broń maszynową i dlatego. znalazł się tu m.in. pluton karabinów maszynowych pod dcem ppor. Mariana Zaremby. Już 9 września podczas ostrzału polskich pozycji zginął pierwszy polski żołnierz – nieznany z nazwiska podchorąży rezerwy.

W międzyczasie Niemcy, przez nikogo nie niepokojeni, wybudowali prowizoryczny most na Sanie i 10 września koło południa wysłali na prawy brzeg Sanu zmotoryzowany oddział rozpoznawczy na motocyklach i wozach pancernych. Czy zawiodło rozpoznanie niemieckie, nie wiadomo. Niemcy, niczego nie przeczuwając, posuwali się wolno szosą, gdy w pewnym momencie zostali przywitani przez polską obronę gęstym ogniem z broni maszynowej. Jak wynika z relacji świadków, od tego ognia padli zabici i ranni, dziś trudno już ustalić dokładne straty niemieckie, ale że takie były, to nie ulega wątpliwości. Po początkowym zaskoczeniu Niemcy przegrupowali się i zaczęli okrążać polskie pozycje. Sytuacja zaczęła stawać się trudna, zaczęło brakować amunicji. Padł więc rozkaz, aby wycofać się w kierunku Wujskiego. Tam po paru godzinach stwierdzono, że brakuje ppor. Zaremby i pięciu jego podkomendnych. Dopiero później okazało się co się stało.

W trakcie nakazanego odwrotu ppor. Zaremba przejął jeden z karabinów maszynowych i osłaniał ogniem, wycofujących się, własnych żołnierzy. W trakcie walki został ranny i po wyczerpaniu amunicji dostał się do niewoli. Według relacji świadków był bardzo brutalnie traktowany: nie zważając na żadne konwencje, niemieccy żołnierze bili go kolbami i kopali. Wkrótce od strony Sanoka nadjechał samochód, z którego wysiadł niemiecki oficer i zastrzelił rannego ppor. Zarembę. Było to morderstwo dokonane przez niemieckiego oficera. Nie jakiegoś mitycznego nazistę, hitlerowca czy faszystę, tylko oficera niemieckiej armii.

Takich morderstw w ciągu całej wojny Niemcy popełnili dziesiątki tysięcy. I trzeba o tym pamiętać. To nie oni byli ofiarami tej wojny, to my – Polacy – padliśmy ofiarą narodowego socjalizmu z jednej strony i komunizmu z drugiej.

Ciało zamordowanego ppor. Zaremby jeszcze długo leżało na szosie, bo Niemcy nie pozwolili go pochować. Jego winą było tylko to, że był wierny żołnierskiej przysiędze i wypełnił ją do końca. Tak samo, jak i jego polegli w walce żołnierze. I o tym zawsze powinniśmy pamiętać, my i kolejne pokolenia.

Andrzej Romaniak


Inscenizacja wydarzeń z września 1939 w Bykowcach z roku 2010

10-09-2011

Udostępnij ten artykuł znajomym:

Udostępnij


Napisz komentarz przez Facebook

lub zaloguj się aby dodać komentarz


Pokaż więcej komentarzy (0)