Z nostalgią wspominam swój pierwszy egzamin na prawo jazdy kat. „B”. A było to za czasów nauki w szkole średniej. Jako syn kierowcy i właściciela samochodu, wykorzystałem wówczas przepis mówiący, że mogę zdawać ten egzamin bez uczestnictwa w kursie nauki jazdy.
Zaliczyłem dwie godziny jazdy próbnej Syrenką „Bosto” z egzaminatorem i instruktorem nauki jazdy śp. Janem Szurlejem, dostarczyłem dokumenty ze szkoły i Czerwonego Krzyża zaświadczające, że odbyłem naukę udzielania pierwszej pomocy, wpłaciłem jakąś kwotę za sam egzamin i dostąpiłem zimą zaszczytu ubiegania się o prawko.
Egzamin odbywał się w jedynym wówczas ośrodku egzaminowania kierowców jakim był LOK, czyli Liga Obrony Kraju. Szkoliła ona i egzaminowała przedpoborowych, głównie dla potrzeb wojska.
W wojsku mogli jeździć w zasadzie na wszystkich pojazdach – od osobówek z dowódcą, przez autobusy i ciężarówki ciągnące lawety z czołgami np.
Mój sentyment do „obiektu LOK-u” jest więc uzasadniony tym bardziej, że zdałem ten egzamin za pierwszym razem, a zdawałem go wraz z kierowcami zawodowymi, którym odebrano prawko za jazdę po pijaku. Egzaminator był ostry. Zawodowy milicjant z drogówki z Rzeszowa!
Wojsko dało mi też możliwość uzyskania kat.C, gdy jako słuchacz SOR Piła, po studiach, odbywałem roczne szkolenie. Tak więc nie napłaciłem się za te uprawnienia- nie licząc „roku w plecy”.
Teraz mieszkam obok tegoż – już niestety straszydła, a nie budynku – jak wielu „stomilowców”. Od 1977 roku budynek ten miał być wyburzony, gdyż wg. ówczesnych przepisów nie nadawał się do eksploatacji, a nową siedzibę LOK zaczął budować na Kiczurach. I tak stoi do dzisiaj.
Zwraca swoim wyglądem uwagę nie tylko sanoczan. Bywa bardzo często, że turyści wyjmują kamery i filmują to „cacko”. A wygląda jak z utworów Samuela Becketta.
Jako członek Rady Dzielnicy Śródmieście, już w poprzedniej kadencji zgłaszałem problem. Rada wpisywał go wielokrotnie do postulatów na kolejne lata, by miasto, obecny jego właściciel zechciał coś z tym cackiem zrobić. Wyremontować, zburzyć, sprzedać wraz z działką dobremu inwestorowi. Bez echa.
Skoro był to postulat, może po stu latach sprawa drgnie, jak to się początkiem lat 80-tych mawiało!?? A póki co same kłopoty. A to na balkonie wyrośnie drzewko, innym razem w trakcie wichury zerwie dach ze staruszka. Bywa, że schodki idące do garażu służą za mini bar dla kloszardów. Rozbiją butelki po „konsumpcji” i dostarczą kłopotu, bo ktoś musi posprzątać „szkła”.
Może warto w ramach rewitalizacji centrum wpisać ten obiekt do Rejestru Zabytków u Wojewódzkiego Konserwatora?
Państwo jaki macie nań pomysł?
Jan Wydrzyński
Radny Dzielnicy Śródmieście
lub zaloguj się aby dodać komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz