Mieszkańcy bloku przy ul. Sadowej 34 skarżą się na obrzydliwy fetor: Jeden człowiek zatruł nam całą atmosferę
SANOK / PODKARPACIE. – Chcemy wyprowadzić się z tego bloku, bo tak dalej nie da się żyć – mówi Ryszard, który wraz z żoną Marią mieszka w pięknie wyremontowanym i przytulnym mieszkaniu w bloku przy ul Sadowej 34.
– Nasza gehenna trwa od ponad roku. Zwracaliśmy się do Sanockiej Spółdzielni Mieszkaniowej, Policji, Sanepidu Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej i nic. Wszyscy rozkładają ręce i mówią, że nie mogą nam pomóc.
Dorota Mękarska
Blok nr 34 to dawny budynek „stomilowski”. Mieszka w nim 50 rodzin. Mieszkańcy powykupowali mieszkania na własność. Radość z własnych czterech kątów zakłóca nadużywający alkoholu lokator.
Problemy rozpoczęły się prawie 2 lata temu, gdy właścicielka jednego z mieszkań, kierowana odruchem serca i chęcią pomocy krewniakowi, zameldowała go w swoim lokalu. Nie przypuszczała, że sprawi tym kłopot innym mieszkańcom, a także własnej córce, która pod jej nieobecność opiekuje się mieszkaniem.
Smród jest nie do zniesienia
Krewniak okazał się niezwykle uciążliwym sąsiadem, choć zachowuje się dość spokojnie.
– On nie zagraża nam fizycznie – mówi Ryszard.
– Do nikogo nie odzywa się i nie mówi nikomu „dzień dobry”. Problem jest w strasznym smrodzie, który z tego mieszkania rozprzestrzenia się na cały blok i otoczenie. Ostatnio, ze względu na upały, smród, by nie do zniesienia.
– Tego smrodu już nie da się wytrzymać – mówi pani Mirosława, która mieszka w sąsiedztwie uciążliwego lokatora.
Kobieta pracuje na trzy zmiany. Po powrocie do domu chciałaby odpocząć w przyjemnej atmosferze. To jednak jest niemożliwe, bo nie może otworzyć okna, gdyż smród idzie z zewnątrz. Wewnątrz rozprzestrzenia się zaś przewodami wentylacyjnymi.
– Mój mąż jest po zawale. W domu nie może jednak wytrzymać. Kiedy może to ucieka na działkę, bo już tego smrodu nie może znieść – dodaje Mirosława.
Maria i Ryszard mają domek na wsi. Mieszkają w niem całymi tygodniami, by nie mieć kontaktu ze smrodem. Nie wszyscy są jednak w tam komfortowej sytuacji.
Jedna z sąsiadek ma problemy z poruszaniem się i skazana jest na przebywanie w czterech ścianach. Nie dość, że dokucza jej fetor, to musi prowadzić walkę z robactwem, które rozprzestrzenia się po sąsiednich mieszkaniach.
– Nam naprawdę nie chodzi o to, by go wywalić na bruk. Temu człowiekowi trzeba udzielić pomocy, bo jest po prostu chory – uważa kolejna sąsiadka, Janina.
Wszyscy mają związane ręce
Lokatorzy interweniowali w Sanepidzie.
– Poinformowano nas, że Sanepid nic nie może w tej sprawie zrobić – mówi Ryszard.
Powiadomili Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Sanoku.
– Dowiedzieliśmy się, że opieka społeczna jest bezradna, gdyż ten mężczyzna nie życzy sobie żadnej pomocy. MOPS ma więc związane ręce – utyskują mieszkańcy.
Zwrócili się do Policji i Straży Miejskiej.
– W sobotę w naszym bloku pojawili się funkcjonariusze. Po tej wizycie okna w mieszkaniu zostały zamknięte i dzięki temu teraz możemy wietrzyć własne mieszkania – mówią o efektach tej wizyty lokatorzy.
Mieszkanie jest „zasyfione”
Wystąpili też do administratora, czyli Sanockiej Spółdzielni Mieszkaniowej.
– Napisałem pismo do Sanockiej Spółdzielni Mieszkaniowej, że wstrzymam się z zapłatą za czynsz, jeśli spółdzielnia nie zrobi z tym porządku – dodaje Ryszard.
Jak informuje Andrzej Ostrowski, wiceprezes Zarządu SSM, w mieszkaniu już przeprowadzono kontrolę. Pan prezes nie ujawnia szczegółów notatki pokontrolnej, którą sporządziła komisja. Ogranicza się tylko do stwierdzenia, że mieszkanie jest „zasyfione”.
Lokatorzy nie ukrywają jednak drastycznych szczegółów.
– Ten człowiek „załatwia się”, gdzie popadnie – mówią bez ogródek.
– To jest mieszkanie własnościowe. Dopóki właścicielka nie wyeksmituje lokatora, to my nic nie możemy zrobić. Pretensje sąsiadów kierujemy do właścicielki mieszkania, bo nie możemy lokatora usunąć siłą i posprzątać – tłumaczy wiceprezes.
– Zrobiłam w tej sprawie wszystko co mogłam – utrzymuje córka właścicielki mieszkania.
– Skierowałam sprawę do sądu, który orzekł eksmisję. W tej chwili sprawa trafiła do komornika, który rozpoczął procedurę eksmisyjną. Komornik już wystąpił do gminy o przydział pomieszczenia tymczasowego. Gmina na wydanie decyzji ma pół roku. Termin mija w lutym 2014 roku. Z tego co wiem to gmina nie dysponuje jednak takimi lokalami. Sprawa może się więc przeciągnąć do wiosny. Jeśli nie będzie pomieszczenia tymczasowego eksmisja nastąpi do noclegowni. Rozumiem pretensje lokatorów, ale nic nie jestem w stanie więcej zrobić. Postaram się jednak wpłynąć na tego człowieka, by mieszkanie posprzątał.
Jacek Gomułka, naczelnik Wydziału Gospodarki Komunalnej, Ochrony Środowiska i Zarządzania Kryzysowego w Urzędzie Miasta w Sanoku potwierdza, że miasto nie dysponuje pomieszczeniami tymczasowymi. Nie oznacza to jednak, że problem nie zostanie rozwiązany.
– Jeśli komornik zwróci się do nas o przydział do noclegowni, to na pewno go otrzyma – podkreśla pan naczelnik.
foto: sxc.hu
lub zaloguj się aby dodać komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz