OTRZYMALIŚMY: Położne z Sanoka są rozgoryczone i mają żal do władz powiatowych
My, położne z, już prawie nieistniejącego, oddziału położniczo-ginekologicznego w Szpitalu Specjalistycznym w Sanoku, zwracamy się do Państwa z Zarządu Powiatu i do Rady Społecznej Szpitala, żeby wyrazić swoje ogromne rozgoryczenie i żal z powodu działań, a raczej ich braku
Mamy wrażenie, że panuje jakaś „zmowa milczenia” ze strony organu założycielskiego i władz miasta nad powolną agonią tych, wydawało by się, bardzo ważnych oddziałów.
Niedawno doszło do zawieszenia działalności podobnych oddziałów w Kolbuszowej: była telewizja, artykuły w gazetach lokalnych i rzeszowskich, pikiety społeczeństwa, podobno gorąca dyskusja podczas sesji rady miasta. A u nas, w Sanoku, cisza. Jakby położnictwa nie było. Jakby ginekologia nie istniała. Jakby w Sanoku nie było kobiet potrzebujących pomocy przy porodzie, czy w schorzeniach ginekologicznych. Jakby nie było personelu, który przepracował na tych oddziałach co najmniej pół życia, a teraz – z racji wąskiej specjalizacji i specyfiki ustawy o wykonywaniu zawodu położnej – zostanie wyrzucony na przysłowiowy „bruk”. Czekacie na cichą „śmierć naturalną”?
Tak, wiemy, że oddziały były podobno „niedochodowe”, ale czy naprawdę jest to najważniejszym kryterium istnienia oddziału szpitalnego? Czy nie powinno nim być zapewnienie mieszkańcom miasta dostępu do usług medycznych? To przecież nie jest fabryka śrubek ( z całym szacunkiem dla fabryk), tylko miejsce, gdzie ratuje się zdrowie i życie ludzkie. Nie można patrzeć tylko przez pryzmat ekonomii.
Jesteśmy rozżalone tym bardziej, że zagrożenie istnienia oddziału położniczo-ginekologicznego nie nastąpiło nagle: od co najmniej trzech lat, z takich czy innych powodów, odchodzili ze szpitala w Sanoku specjaliści ginekolodzy – położnicy, co w finale zaowocowało niemożliwością zapewnienia płynności pracy tego oddziału i bezpieczeństwa naszym pacjentkom, i o czym na bieżąco informowana była Dyrekcja Szpitala. I ,no właśnie, śmiemy twierdzić, że nie podjęto w tej sprawie żadnych kroków. Bo zapewnienia Dyrekcji, że została wynajęta profesjonalna firma zajmująca się pozyskiwaniem lekarzy i przez ten cały okres nikogo nie znalazła – jakoś nie bardzo do nas trafiają. Kto z nas wynajmuje malarza, płaci mu, a potem czeka bezczynnie dwa lata na malowanie?
Owszem, wiemy, że nie wszystkie pacjentki z powiatu sanockiego wybierały nasz szpital do porodu czy leczenia ginekologicznego. Ale miały WYBÓR , w tej chwili są ZMUSZONE do poszukiwania w bliższej lub dalszej okolicy ośrodka, który zgodzi się je przyjąć. Tak, właśnie : zgodzi się, bo z powodu nagłego zwiększenia ilości potrzebujących pomocy kobiet, ościenne ośrodki cierpią na brak miejsc i niejednokrotnie, żeby skorzystać z fachowej pomocy w szpitalu, trzeba najpierw „obdzwonić” samemu kilka miejsc dowiadując się o możliwość przyjęcia. A potem jeszcze tam dotrzeć. Nie zawsze jest to proste i bezpieczne, szczególnie w nagłej sytuacji, jaką jest poród. Chyba zapomnieliście Państwo, że to do Was należy zapewnienie społeczeństwu Sanoka, które Was powołało do pełnienia zaszczytnych, ale i odpowiedzialnych funkcji, dostępu do usług medycznych.
A my położne, przedstawicielki personelu średniego, czujemy się w tej sytuacji szczególnie pominięte i zlekceważone. W pracy zawodowej starałyśmy się wykonywać swoje obowiązki jak najlepiej , dokształcałyśmy się (w większości oprócz dyplomu położnej posiadamy specjalizacje położnicze lub ginekologiczne), żeby nieść pomoc zgodnie z najnowszą wiedzą medyczną. Niejednokrotnie w momentach trudnej sytuacji finansowej szpitala okazywałyśmy zrozumienie i cierpliwość, czekając na „lepsze czasy” m.in. dobrowolnie zrzekłyśmy się części naszego funduszu socjalnego. W trakcie akcji protestacyjnych nie odeszłyśmy od łóżek pacjentów, „strajkowałyśmy” wypełniając normalne obowiązki, ubrane w czarne podkoszulki, co zresztą niejednokrotnie było powodem drwin z nas…
Teraz, w chwili zagrożenia naszych miejsc pracy, naszego „być, albo nie być” nie jesteśmy ważne dla nikogo. Byłyśmy kilkukrotnie u Pana Starosty, szukałyśmy pomocy także u innych przedstawicieli władz – usłyszałyśmy kilka ogólników, frazesów, czułyśmy wręcz, że jesteśmy niewygodne i najlepiej , żebyśmy już poszły.
Nie jesteśmy dużą grupą zawodową – jest nas na 28 na dwa oddziały, nie mamy siły przebicia, nie przyjedzie do nas Pani Premier. Ale czujemy się częścią społeczności sanockiej tym bardziej, że większość z nas może o sobie powiedzieć, że przyjęła na świat dziesiątki małych Sanoczan, dzieląc radość z ich mamami. A także pomogła w trudnych chwilach niejednej odchodzącej pacjentce. Emocjonalny ładunek związany z pełnieniem naszego zawodu trudno określić słowami. Dlatego prosimy władze lokalne o jeszcze jedną próbę pochylenia się nad problemem oddziału położniczo – ginekologicznego, a także naszym osobistym.
I jeszcze jedno: czy to nie wstyd , że już niedługo każdy nowy mieszkaniec Królewskiego Miasta Sanoka w dowodzie osobistym, w rubryce: „miejsce urodzenia” będzie miał wpisane Lesko, Brzozów lub inne miasto?
List podpisany przez 27 położnych zatrudnionych w oddziale położniczo – ginekologicznym S.P. ZOZ w Sanoku, skierowany do starosty sanockiego oraz przewodniczącego Społecznej Rady Szpitala w Sanoku.
lub zaloguj się aby dodać komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz