REKLAMA
REKLAMA

BIESZCZADY: Wilki pożerają psy. Co będzie jak zabraknie im psiego mięsa? (ZDJĘCIA)

KULASZNE / BIESZCZADY. Mieszkańcy Kulasznego biją na alarm. Wilki zagryzają im psy. Do ostatniego ataku doszło na oczach właścicielki. Cztery drapieżniki porwały psa spod budy. Po jej pupilu została tylko obroża.

Dorota Mękarska

– Matka w środku nocy usłyszała jakiś hałas, piski i szmery. Wyglądnęła przez okno. Noc była bardzo jasna, było widno jak w dzień. Zobaczyła jak cztery wilki wyciągnęły psa z budy i rozszarpały go 10 metrów od domu. Po psie zostały tylko niewielkie szczątki – relacjonuje mieszkaniec Kulasznego.

Nie był to pierwszy przypadek. Do ataków i zagadkowych zaginięć psów dochodziło wcześniej. Sprawa została zgłoszona do służb ochrony środowiska. – Byli, porobili zdjęcia, będą wypłacać odszkodowania, bo za psa też się należy, ale nie chodzi o pieniądze, ale o bezpieczeństwo – dodaje mężczyzna.

Nie jest tajemnicą, że mieszkańcy Bieszczadów są stałymi klientami schronisk dla psów. Zabierają bezpańskie zwierzęta, bo ich psy jeden po drugim padają łupem drapieżników. Słychać też pogłoski, że niektórzy właściciele owiec wystawiają psy na wabia, by ochronić stada.

– Nie znam takiego przypadku. Jeśli do czegoś takiego doszło, to jest to odosobniony przypadek – mówi dr Wojciech Śmietana, który od 1988 roku bada w Bieszczadach wilki. Naukowiec jest autorem projektu wykorzystania owczarków podhalańskich przez hodowców owiec i kóz w celu zabezpieczenia zwierząt gospodarskich przed atakami drapieżników.

pres2

Psy wilkom smakują
Śmietana ze zintensyfikowanymi atakami drapieżników na psy spotkał się kilkakrotnie. Powtarzają się one cyklicznie. 10 lat temu problem z wilkami mieli np. mieszkańcy Dwernika, 5 lat temu wilki pożerały psy w Króliku Polskim.

– Problem nie jest stały, co jakiś czas pojawia się w innym miejscu. Trwa przez kilka lat i potem znika – mówi naukowiec.

Nie wszystkie wilki polują na psy, ale jak wataha rozpozna psa jako ofiarę, zaczynają się intensywne ataki. Najpierw drapieżniki polują na psy, które oddalają się od wsi, a potem przychodzą na podwórka.

W większości przypadków modus operandi jest podobny. Zaczyna się od tego, że we wsi, w okolicach której bytują wilki, tworzy się banda psów, biegających luzem i szczekających na wszystko, co się rusza. Do ataków na psy jednak nie dochodzi, dopóki nie nastąpi zwarcie między watahą i sforą. Z reguły w tym zwarciu psy są bez szans, a jak wilki posmakują psiego mięsa, to zaczynają na nie polować.

– W przeciągu zimy zlikwidowały całą bandę psów – opisuje konkretny przypadek naukowiec. – Następnej zimy zaczęły wyciągać psy z bud. W ciągu 3 lat zagryzły we wsi wszystkie psy, które nie były zamykane. Niestety obecnie po wsi biega nowa psia banda i najprawdopodobniej cały cykl powtórzy się.

Jednak nie zawsze występuje taki sposób działania. – 10 lat temu spotkałem się z takim przypadkiem, że wokół wsi chodził kulawy wilk. Miał jeszcze kompana. Drapieżniki nauczyły się polować na psy. Wyjadły wszystkie psy, z wyjątkiem tych największych – opisuje drugi przypadek badacz.

– Psy wilkom smakują. To łatwy dla nich kąsek i z reguły dobrze odżywiony. Naprawdę nie jest łatwo uchronić psa, jak wilki są w okolicy. Jak pies jest wypuszczany luzem, albo przywiązany do budy – to nie ma szans, ale nawet jak jest zamykany na noc to wilki potrafią podejść wieczorem, albo zaczaić się z rana – dodaje dr Stanisław Kucharzyk z Bieszczadzkiego Parku Narodowego w Ustrzykach Górnych.

image003

Odwiedzają wsie, więc je widać
Mieszkańcy Kulasznego twierdzą, że są problemy z wilkami, bo jest ich za dużo, a w lesie za mało płowej zwierzyny.

– W moim dzieciństwie, spotkanie wilka to była rzadkość – mówi mężczyzna. – A ja sam w tym roku widziałem wilki chyba z dziesięć razy.

– Wyciąganie wniosków co do liczebności na tej podstawie jest bardzo mylące. Wilki nie są niepokojone przez człowieka, więc łatwiej jest je obserwować – zaznacza dr Kucharzyk.

Wilk został objęty ochroną gatunkową w 1998 roku. Aż do 2010 roku populacja nie zwiększyła się. Przyczyna tego dziwnego zjawiska stanowi dla naukowców zagadkę. Natomiast od 6 lat liczba wilków wzrosła dwukrotnie. Obecnie w Polsce żyje około 1300 (2015r.) osobników, z tego około 370 w województwie podkarpackim (dane z 2014 roku). Ta liczba nie jest ciągle rosnąca, np. w 2004 na Podkarpaciu żyło około 250 osobników, ale np. w 2009 tylko 175 sztuk. Związane to jest z tym, że wilki migrują.

– Jeśli wilki nauczyły się jeść psy, to odwiedzają wieś, ale to nie znaczy, że ich liczba rośnie – zaznacza Wojciech Śmietana.

Ataki wilków mogą nie być spowodowane brakiem pożywienia w lasach.
– Ataki na psy zdarzają się, nawet gdy naturalnych ofiar jest dużo. Jednak w tym przypadku może być prawda, że lokalnie jest mało zwierzyny płowej – dodaje naukowiec.

Wilk już nie boi się człowieka

Mieszkańców Bieszczadów zdumiewa i przeraża zuchwałość drapieżników
– Kiedyś porywały owce z pastwisk, a teraz są takie bezczelne że jedzą psy na miejscu, na podwórku, gdzie jest zapach człowieka. Okazuje się, że wilk już się go nie boi – mówi mieszkaniec Kulasznego. I dodaje.
– A co będzie jak skończą się psy? Przyjdą do obory, a potem wezmą się za ludzi.

– Od 20 lat słychać, że ludzie boją się – zaznacza Stanisław Kucharzyk. – Trudno dziwić się ich reakcji, ale czy jest realne zagrożenie? Lęk przed człowiekiem jest u wilków bardzo mocno zakodowany. Od przyzwyczajenia się do zapachu człowieka do ataku jest bardzo daleka droga.

W Polsce w powojennej historii nie odnotowano ataku drapieżników na ludzi. Jednak w czasach przedwojennych dochodziło do nich. – Po I wojnie światowej wilki żywiły się niepogrzebanymi ciałami, w lasach brakowało zwierzyny leśnej, wilki głodowały. Aby doszło do ataku na człowieka musi nastąpić splot wielu czynników – tłumaczy naukowiec z BdPN.

– Nie można tego wykluczyć, ale prawdopodobieństwo jest niewielkie, nawet w takiej sytuacji jak w Kulasznem. Spotkanie ze zdrowym wilkiem jest mniej niebezpieczne niż spotkanie z łosiem. Jak wilki wyrżną wszystkie psy to się stamtąd wyniosą – mówi z kolei dr Śmietana.

Według badacza mieszkańcy wsi powinni jednak zgłosić nękanie przez wilki do ochrony środowiska.

Jak się kocha psa to zamyka się go w domu

– To wina ludzi, że traktują psy jak pokarm dla wilków – twardo stawia sprawę dr Kucharzyk.
– Kiedyś jak wilki podchodziły pod wsie, psy były trzymane w domach. Muszą być chowane, albo zamykane za ogrodzeniami.

– Pies musi być pod kontrolą człowieka, chyba że to pies pasterski, który ma szansę obronić się i czasami nawet porani, czy zabije wilka – dodaje Wojciech Śmietana. – Rozmawiałem z bieszczadzkimi pionierami, którzy hodowali owce w czasach, gdy stan zwierzyny w lasach było bardzo niski. Zwierzęta gospodarskie każdej nocy były zamykane razem z psem. Wtedy nie prowokuje się drapieżników. Jak się kocha psa to zamyka się go w domu.

Wilki zapuszczają się na Posadę w Sanoku?

Drapieżniki pojawiają się nawet w bliskości naszego miasta. W ostatnich dniach poprzedniego miesiąca do naszej redakcji napisał Czytelnik, który spotkał wilka w dzielnicy Posada. Sanoczanin tak relacjonuje to wydarzenie z dnia 29 października: Wraz z przyjacielem wyprowadzałem psa.
Doszliśmy do końca stadionu na ul. Stróżowskiej. Zaraz na linii obecnego budynku Wiki kończy się oświetlenie lamp ulicznych i zaczyna się ciemność. Tam zawsze zawracam i idę do domu, lecz wtedy zobaczyłem kontur jakiegoś zwierzęcia. Zaśmiałem się do przyjaciela mówiąc, że to pewnie lis. Po chwili zwierzę szybko zbliżyło się do nas.

Było za duże na lisa, myśleliśmy, że to jakiś zabłąkany pies. Cofnęliśmy się i na wysokości bramy wjazdowej na stadion naszym oczom ukazał się wilk. Był około 15-20 m od nas. Zatrzymał się, wydawało nam się, że miał pozę jak do ataku. Zaczęliśmy mocno krzyczeć, a przyjaciel zaczął tupać. Wtedy wilk wycofał się skręcając na okoliczne pola. Podejrzewam, że tego wieczoru straciłbym psa, gdyby nie to, że byliśmy we dwóch i spłoszyliśmy wilka hałasem. Był to najprawdopodobniej jakiś samotny osobnik bądź zwiadowca. Apeluję, żeby ludzie spacerujący tamtędy z psami uważali. Tak niebezpieczne zwierzę nie powinno podchodzić aż tak blisko zamieszkanych osiedli. Powinny się tym zająć jakieś służby.

– Sanok nie jest wielką aglomeracja miejską i mogą zdarzyć się przejścia wilka przez miasto. Pojawienie się jednego drapieżnika to nie jest problem – mówi Stanisław Kucharzyk.
– Jeśli jednak nie byłaby to zwykła migracja, ale ludzie widzieliby, że wilk kręci się, np. przy śmietniku, to powinni to zgłosić. Ochrona gatunkowa nie jest świętością.

ZOBACZ TAKŻE:

SANOK: Wilki na Dąbrówce? Wygryziony do kości pies znaleziony 25 m od domu (UWAGA: DRASTYCZNE ZDJĘCIA)

18-11-2016

Udostępnij ten artykuł znajomym:

Udostępnij

Napisz komentarz przez Facebook

lub zaloguj się aby dodać komentarz


Pokaż więcej komentarzy (0)