„Bieszczady to nie zadupie”. Akcję wszyscy chwalą, ale dosadność budzi kontrowersje
BIESZCZADY / PODKARPACIE. Działają, aby powstrzymać postępujące wykluczenie komunikacyjne w Bieszczadach. Postulują o zorganizowanie Podkarpackiego Transportowego Okrągłego Stołu, licząc na pozytywną reakcję decydentów.
Pomysłodawcą i inicjatorem społecznej kampanii pod nazwą „Bieszczady To Nie Zadupie” jest Jerzy Zuba, radny powiatu sanockiego i prezes Stowarzyszenia DolinaKolejowa.pl, który od wielu lat w naszym regionie działa na rzecz wyrównywania szans komunikacyjnych. Jego akcja m.in. za sprawą zainteresowania mediów i poparcia zagórskich samorządowców zaczyna docierać do szerokiego grona odbiorców. Wśród nich są tacy, dla których już sam tytuł kampanii jest bardzo kontrowersyjny…
– Słowo „zadupie” funkcjonuje w słowniku języka polskiego jako dosadny synonim zacofania. Nasze przedsięwzięcie z założenia ma prowokować. Jedni zgadzają się z przesłaniem akcji, inni nie. Przysłowiowy kij w mrowisko włożyliśmy po to aby zainicjować społeczną debatę w kwestii skandalicznie niskiej dostępności komunikacyjnej Bieszczadów – mówi Jerzy Zuba.
Zawieszenie połączeń autobusowych z Bieszczadami przez PKS w Warszawie, Przemyślu i Rzeszowie, zapowiedziane wycofanie się firmy Arriva ze świadczenia usług przewozowych na południu województwa podkarpackiego, świąteczno – weekendowy rytm kursowania pociągów czy wreszcie brak chodników dla pieszych przy drodze krajowej nr 84 – to symptomy świadczące o postępującym wykluczeniu komunikacyjnym Bieszczadów.
– Nasz piękny, turystyczny region, mówiąc dosadnie, staje się komunikacyjnym „zadupiem” – z mocą podkreśla Zuba.
Prezes DolinyKolejowej.pl nie chce być roszczeniowym recenzentem poczynań decydentów odpowiadających za transport publiczny, o czym dobitnie świadczą takie inicjatywy, jak: KochamKolej.pl czy I Bieszczadzka Siekierezada Kolejowa. Pierwszy projekt walnie przyczynił się do powrotu ruchu pasażerskiego na linię 107 Zagórz – Łupków. Efekt drugiego to odkrzaczenie i udrożnienie 8-kilometrowego odcinaka linii kolejowej 102.
– Jako społecznicy podejmujemy w przedmiotowej materii różnorodne, pozytywne działania odbijające się szerokim, ogólnopolskim echem, ale kluczowe problemy Bieszczadów w sferze komunikacyjnej pozostają nadal nierozwiązane – podkreśla Jerzy Zuba.
Za przykład podaje chociażby brak chodników przy DK 84, co stwarza olbrzymie niebezpieczeństwo dla pieszych.
– Komunikacyjne problemy Bieszczadów nabrzmiały do tego stopnia, iż będę wnosił do właściwych podmiotów o zorganizowanie w trybie pilnym Podkarpackiego Transportowego Okrągłego Stołu, w trakcie którego zostaną przedstawione konstruktywne i realne postulaty odnoszące się do sygnalizowanych tu problemów. W przypadku braku reakcji ze strony kompetentnych adresatów nasza kampania może przybrać formę akcji protestacyjnej polegającej m.in. na czasowym blokowaniu newralgicznych, podkarpackich ciągów komunikacyjnych i to już w trakcie zbliżającego się majowego weekendu. Cały czas mam nadzieję, że osiągniemy konsensus i tak drastyczne formy protestu okażą się zbędne – kwituje radny powiatu sanockiego.
Z drugiej strony
– Jako prezes Stowarzyszenia Przewodników Turystycznych „Karpaty” popieram akcję pana Jerzego Zuby, jednak z pewnymi modyfikacjami – mówi Robert Bańkosz, prezes stowarzyszenia. – Każda pozytywna inicjatywa, poprawiająca jakość życia mieszkańców, wpływająca na rozwój naszego regionu, jest cenna – dodaje.
Prezes dotyka kilku kwestii. Przede wszystkim połączeń kolejowych na trasie Zagórz-Medzilaborce, Zagórz-Ustrzyki Dolne, transportu zbiorowego w Bieszczady oraz marki regionu.
Nie sposób pominąć kolei, która swego czasu często kursowała w nasze strony.
– To bardzo dobry pomysł, chociaż nienowy. Należy skorzystać z doświadczeń wcześniejszych. Pociąg z Rzeszowa do Medzilaborzec w sezonie ma sens, bo turyści z niego skorzystają. Natomiast pamiętamy, że chociażby kurs z Rzeszowa do Koszyc trwał 12 godzin. Efekt był taki, że rok później „Szwejk” już nie pojechał, bo nikt nie chciał uczestniczyć w tak długiej podróży – podkreśla Bańkosz.
W tym miejscu zdaniem naszego rozmówcy warto także zwrócić uwagę na ceny biletów oraz możliwości dojazdu do konkretnych stacji. Międzynarodowe bilety sięgały nawet 40 złotych. Za taką cenę można było dojechać chociażby na Pomorze, dlatego takie kwoty na zdecydowanie krótszej trasie odstraszały. Z kolei za przykład niedopracowanej organizacji podaje kurs o świcie z Zagórza do Humennego, kiedy z Sanoka do stacji w Zagórzu nie można było niczym dojechać.
– Uniknijmy teraz takich błędów. Przemyślmy wszystko tak, aby się opłacało, było z korzyścią dla mieszkańców, a nie stanowiło tylko wydmuszki wyborczej – mówi Robert Bańkosz.
Kolejnym zagadnieniem są również drezyny rowerowe, które stały się wielką atrakcją w Bieszczadach. Kłopot pojawia się wówczas, gdy na ich trasie pojawiłby się pociąg.
– Co wówczas zlikwidować? Czy nie lepiej dopłacać publicznych pieniędzy do szpitali w Sanoku czy Lesku, zamiast do nierentownej linii. Z drezyn kolejowych skorzystało w ubiegłym roku blisko 63 tys. osób, przynosząc ponad 1,7 mln dochodu (jedna drezyna czteroosobowa kosztuje 108 zł) – podkreśla prezes.
Obiekcje ma także do demonstrowania z blokadą ulic w szczycie ruchu drogowego.
– Byłoby to utrudnienie przede wszystkim dla mieszkańców i turystów, a oni przecież nie są winni zawirowaniom komunikacyjnym w Bieszczadach – zaznacza. – Lepiej demonstrować w Warszawie niż np. w Uhercach – dodaje.
– Sądzę, że należałoby zorganizować wspólne spotkanie przedstawicieli różnych środowisk. Zarówno branży biznesowej, turystycznej, transportowej, czy kolejowej. W rozmowach powinni uczestniczyć użytkownicy i właściciele środków komunikacji – precyzuje Robert Bańkosz.
Uwagi ma też to sposobu wyrażania postulatów akcji społecznej, której szyldem jest stwierdzenie: „Bieszczady to nie zadupie”.
– Jestem przeciwnikiem wulgarności. Postawienie antytezy „Bieszczady to nie zadupie” świadczy o istnieniu tezy. Ponadto logo działa niekorzystnie na odbiorcę, trąci nadmierną wulgarnością, mimo dobrych chęci – kwituje prezes Stowarzyszenia Przewodników „Karpaty”.
Podsumowuje też, że wiele regionów w Polsce promuje się używając pozytywnych haseł, choć wcale nie jest im łatwiej. Za przykład podaje chociażby „Mazury Cud Natury”, który swój egzamin zdał na piątkę z plusem.
lub zaloguj się aby dodać komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz