REKLAMA
REKLAMA

PODKARPACIE. Niepokojący raport NIK o odpadach wwożonych z Ukrainy do Polski

PODKARPACIE. Jak podaje Najwyższa Izba Kontroli, zaledwie 8 procent transportów odpadów przewiezionych przez granicę z Ukrainą między styczniem 2015 r., a czerwcem 2019 r. było szczegółowo kontrolowanych. Odprawy pozostałych polegały głównie na weryfikacji dokumentów przewozowych. Część odpadów z tzw. listy „zielonej”, czyli innych niż niebezpieczne, choć wjechała do Polski tylko tranzytem, mogła nigdy nie opuścić naszego kraju i zasilić nielegalne wysypiska albo utworzyć nowe.

W badanym przez NIK okresie (od stycznia 2015 r. do czerwca 2019 r.), na przejściach z Ukrainą, a więc na granicy Unii Europejskiej, oględzinom lub rewizji poddano maksymalnie 14 procent transportów towarów wywożonych z Polski (w tym odpadów) oraz najwyżej 25% wwożonych do kraju (w tym odpadów). Kontrola szczegółowa samych odpadów nie przekroczyła 8 procent transportów.

Dlaczego tak się działo?
W przepisach UMPO, czyli w ustawie o międzynarodowym przemieszczaniu odpadów z 2007 r. ani Służbie Celno-Skarbowej, ani Straży Granicznej nie przypisano obowiązku przeprowadzenia fizycznej kontroli każdego transportu odpadów jaki przekracza granicę. Według tych przepisów, Straż Graniczna ma „zapobiegać” nielegalnemu transportowaniu odpadów, a Służba Celno-Skarbowa kontrolować przewożone towary (w tym odpady).

Zgodnie z przepisami, w badanym przez NIK okresie odprawa sprowadzała się głównie do weryfikacji dokumentów każdego transportu, w dodatku podwójnej – obie służby przeprowadzały takie same kontrole: dokumentów dotyczących transportowanych odpadów, przewoźnika i pojazdu, a także jego oznakowania. Żadna ze służb nie miała natomiast obowiązku sprawdzenia, czy transport zawiera taką ilość odpadów i taki ich rodzaj jakie w tych dokumentach zadeklarowano.

Szczegółowych kontroli nie wymuszają także przepisy Unii Europejskiej, jeśli przedsiębiorców zajmujących się przewozem odpadów reprezentują na granicy instytucje handlowe działające w formie agencji celnych. Instytucje te mają status „upoważnionego przedsiębiorcy”, co – jak sprawdziła NIK – skutkuje traktowaniem ich jako „przedsiębiorców wiarygodnych”, mających m.in. łatwiejszy dostęp do uproszczonych procedur celnych, np. ograniczonych do weryfikacji dokumentów.

W 61 transportach na granicy w Korczowej wwieziono lub wywieziono z Polski w sumie niemal 950 ton odpadów z tak zwanej “listy bursztynowej” (odpady akumulatorów, oleje odpadowe, szkło aktywowane (pochodzące z ekranów telewizorów, czy monitorów komputerów, odpady zawierające azbest, itp.), określonej przez konwencję bazylejską – umowę międzynarodową z 1989 roku, dotycząca kontroli transgranicznego przemieszczania odpadów niebezpiecznych i ich usuwania. Polska ratyfikowała ją w 1992 roku. Kontrolowany, głównie formalnie, był każdy transport, choć tamtejsza Służba Celno-Skarbowa mogła korzystać z administrowanych przez Zakład Obsługi Przejść Granicznych wag najazdowych (dynamicznych).

Kontrola NIK pokazała jasno, że nie wszystkie przejścia graniczne, przez które można przewozić odpady były wyposażone w sprzęt pozwalający na dokładne ich sprawdzenie

Izba podkreśla zwłaszcza brak wag stacjonarnych na DPG w Korczowej, przez które głównie były przewożone odpady, zwłaszcza z listy „bursztynowej”, a na kontrolowanych przejściach kolejowych takie wagi mogły być jedynie udostępniane służbom granicznym przez PKP. Oprócz nich używano sprzętu, który był wykorzystywany do sprawdzania innych towarów – bramek radiometrycznych, sygnalizatorów promieniowania, a także kamer endoskopowych, minikamer, czy kamer na wysięgniku, dzięki którym można np. wykryć odpady ukryte w przewożonych ładunkach i trudno dostępnych przestrzeniach.

Najwięcej prób nielegalnego transportu odpadów, funkcjonariusze Straży Granicznej wykryli na drogowym przejściu granicznym w Korczowej – 58, na DGP w Dorohusku – 24 (z czego w 7 przypadkach – po uzupełnieniu dokumentów – zezwolono na kontynuowanie podróży), na DPG w Hrebennem ujawniono 22 przypadki.

Izba wskazuje także na nierzetelne działania Podkarpackiego Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w zakresie kwalifikowania odpadów – legalnie kupionych elementów karoserii oraz samochodowych części zamiennych, które służby zatrzymywały na przejściach granicznych. Dachy, nadkola, czy błotniki Podkarpacki WIOŚ traktował jako “zużyte lub nienadające się do użytkowania pojazdy niezawierające cieczy i innych niebezpiecznych elementów”, mimo że w rzeczywistości nie były pojazdami.

W sprawach o zbliżonym charakterze, Podkarpacki WIOŚ wydawał niekonsekwentne i niejednolite opinie, mimo że przewoźnicy przedkładali podobne dokumenty pod względem prawnym, opisujące stan techniczny pojazdu.

Samochody, które jak wynikało z tych dokumentów mogły być dopuszczone do ruchu drogowego po dokonaniu stosownych napraw, były traktowane jak odpady. Z kolei, choć w dokumentach wskazywano, że pojazd może być jedynie zdemontowany lub przeznaczony na części zamienne, Podkarpacki WIOŚ nie kwalifikował go do odpadów. Jak ustaliła NIK, decyzje w tym zakresie były podejmowane bez niezbędnej wiedzy technicznej i opinii rzeczoznawcy.

Niezależnie od wprowadzenia zmian w przepisach, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji powinno, zdaniem NIK, wyposażyć wyznaczone do transportu odpadów przejścia graniczne z Ukrainą w dokładniejsze niż dynamiczne – wagi stacjonarne. Urządzeniami powinny dysponować służby odpowiedzialne za kontrole.

Źródło: nik.gov.pl

29-11-2020

Udostępnij ten artykuł znajomym:

Udostępnij


Napisz komentarz przez Facebook

lub zaloguj się aby dodać komentarz


Pokaż więcej komentarzy (0)