REKLAMA
REKLAMA

Skarb srebrnych monet doprowadził archeologów do cennego dla nauki znaleziska (ZDJĘCIA)

SANOK / PODKARPACIE. Znalezisko Mieczysława Skrowrońskiego, który w 2019 roku podczas spaceru na Białej Górze, dokonał niecodziennego odkrycia, doprowadziło do poszerzenia wiedzy sanockich archeologów na temat przetwórstwa rud żelaza na terenie Gór Sanocko-Turczańskich. Można powiedzieć, że w tym przypadku akcja toczyła się jak w powiedzeniu „po nitce do kłębka”.

Dorota Mękarska

Odkryciami w lasach rządzą przypadki – mówi Piotr Kotowicz, archeolog z Muzeum Historycznego w Sanoku. – O ile grodziska, czy kurhany są widoczne w terenie, to odkrycia skarbów na terenach leśnych wychodzą na jaw niespodziewanie.

Skarb w kretowisku

Piotr Kotowicz. Archiwum Esanok.pl

Pochodzący z okolic Sanoka Mieczysław Skowroński od lat współpracuje z muzealnikami. Ma na swoim koncie wiele odkryć, w tym skarbu z epoki brązu, czyli sprzed około 3 tysięcy lat, ale w 2019 roku pan Mieczysław dokonał nie tylko tego spektakularnego odkrycia. Podczas spaceru, w kretowisku, natrafił na skarb złożony z sześciu srebrnych monet pochodzących z drugiej połowy XIV wieku.

Znalezisko zostało natychmiast zgłoszone do konserwatora zabytków i na miejscu odkrycia pojawił się archeolog Piotr Kotowicz. Okazało się, że są to kwartniki ruskie, srebrne monety bite na Rusi przez Władysława Opolczyka (namiestnika Rusi Czerwonej z nadania królów węgierskich) i Ludwika Węgierskiego. To na naszym terenie pierwsze tego typu odkrycie.

To nas skłoniło do spenetrowania tego miejsca, aby sprawdzić, czy nie natrafimy na kolejne monety. Chcieliśmy też ubiec ewentualnych nielegalnych poszukiwaczy skarbów – dodaje nasz rozmówca.

Archeolodzy od razu zabrali się do pracy i w trakcie prac wykopaliskowych znaleźli jeszcze pięć monet.

Skąd wzięły się one w lesie? W tamtym czasie Białą Górę, tak jak i częściowo dzisiaj, porastały drzewa.

Prawdopodobnie zostały zgubione – wyjaśnia Piotr Kotowicz. – Zdarza się, że w momencie zagrożenia właściciele chowają pieniądze, a potem nie wracają w to miejsce, ale te monety nie leżały w wykopanym dołku. Były rozrzucone. Dlatego przypuszczamy, że zostały zgubione.

Oprócz monet natrafiono jeszcze na fragmenty średniowiecznej ceramiki oraz znaleziono średniowieczny brązowy guzik.

Pojawia się łupa żelaza

To jednak nie wszystko, dzięki monetom, stanowiącym punkt wyjścia, archeolodzy natrafili na jeszcze cenniejsze znalezisko, które poszerzyło ich wiedzę na temat dziejów naszej ziemi. W trakcie penetracji sąsiedztwa odkrycia monet, przy użyciu wykrywaczy metali odkryli łupę żelaza. Zapadła więc decyzja, by jeszcze dokładniej sprawdzić to miejsce. Założono niewielki wykop, który przyniósł sporo interesujących informacji. Okazało się, że łupa leżała w kamiennym bruku, złożonym z silnie przepalonych kamieni. Towarzyszyła im warstwa spalenizny. Natrafiono także na kolejne fragmenty ceramiki.

Już wówczas przypuszczaliśmy, że jest to obiekt związany z przetwórstwem rud żelaza – wyjaśnia badacz.

Rudy żelaza występują w Polsce powszechnie, ale nie wszędzie ich wydobycie jest opłacalne ekonomicznie. Ich występowanie w Górach Sanocko-Turczańskich jest widoczne gołym okiem. Świadczą o tym zabarwione na czerwono skały i czerwona gleba.

Nasi pradziadowie, jak podkreśla Piotr Kotowicz potrafili z tych zasobów ziemi korzystać, ale brakuje nam danych pochodzących z badań archeologicznych zaświadczających o tych umiejętnościach.

Kamienie zachowują się jak metal

Jednakże w 2019 roku prace archeologiczne nie zostały zakończone. Stanowisko zabezpieczono i planowano do niego wrócić w 2020. Tak się jednak nie stało ze względu na pandemię.

Archeolodzy pojawili się na Białej Górze w tym sezonie. Dzięki monetom wiadomo, że stanowisko można datować na lata 80. XIV wieku. A sam tajemniczy obiekt wyłożony kamieniami? Jest to czworokątne palenisko o wymiarach około 1,50 m na 1,30 m, zbudowane z kamieni, zawierających tak znaczną zawartość rud żelaza, że podczas badań wykrywaczem metali sprzęt wydaje dźwięk typowy dla tego materiału.

Wydaje się, że mamy do czynienia z obiektem, który służył do prażenia rudy żelaza – tłumaczy Piotr Kotowicz. – Podczas prażenia na takich paleniskach oddzielano zanieczyszczenia od metalu. Natrafiliśmy na grubą warstwę popiołu, który wygarniano z paleniska. To może świadczyć, że ten obiekt był wielokrotnie wykorzystywany.

W sąsiedztwie paleniska nie odkryto innych tego typu konstrukcji. Czy znajdują się one w pobliżu wyjaśniłoby dokładniej badania geomagnetyczne.

Dla archeologów to okrycie to „rodzynek”

Jak podkreśla Piotr Kotowicz, miejsce do prażenia rudy nie było wybrane przypadkowo. Było to miejsce strategiczne. Ulokowano je na cyplu w lesie, otoczonym z trzech stron strumykami, z łatwym dostępem do rudy i drewna, ale też zabezpieczonego przed ewentualnym pożarem.

Na razie, ponieważ brakuje danych archeologicznych, sanoccy badacze będą musieli przewertować źródła pisane, by dowiedzieć się więcej na temat przetwórstwa rud żelaza. Ich odkrycie jest pierwszym zwiastunem, że odbywało się ono na naszym terenie.

To zapewne była działalność na niewielką skalę – przypuszcza Piotr Kotowicz. – Nie wiemy, czy ruda była wydobywana, oczyszczana na miejscu i tu żelazo było obrabiane, czy też transportowane je do innych ośrodków? Na razie możemy stawiać tylko hipotezy. Nie mamy odkrytych żadnych śladów hutnictwa. Mamy natomiast wiedzę, że w XIV i XV-wiecznym Sanoku działali już kowale. Będziemy chcieli skonsultować się w tej sprawie ze znawcami tematu.

W przyszłym tygodniu badania na Białej Górze zostaną zakończone, to jednak nie koniec sezonu wykopaliskowego dla archeologów.

Teraz pokażemy konserwatorowi zabytków wyniki naszych badań, bo czekają nas kolejne wyzwania – wybiega myślami w przyszłość Piotr Kotowicz.

zdjęcia (7): nadesłane

07-10-2021

Udostępnij ten artykuł znajomym:

Udostępnij

Napisz komentarz przez Facebook

lub zaloguj się aby dodać komentarz


Pokaż więcej komentarzy (0)