SANOK / PODKARPACIE. Ponad 23 godziny spędził na jeździe pod górę Marek Filipczak, który jako drugi sanoczanin zrobił tzw. Mount Everesting, podczas którego pokonał serpentyny w Wujskiem 38 razy. Wyczyn polega na pokonaniu łącznie przewyższenia w jeździe na rowerze na wysokość 8848 m n.p.m..
Everesting to aktywność, w której rowerzyści lub biegacze wielokrotnie podchodzą i schodzą z danego wzgórza, aby w sumie pokonać 8848 metrów.* Tego wyczynu dokonał 52-letni Marek Filipczak, który szerszemu gronu może być znany także z pokonania trasy Bieszczady- Bałtyk, Maratonów MTB 12 i 24-godzinnych. Jak mówi Marek Filipczak rower zostaje w nogach:
– Do tego wyczynu w ogóle się nie przygotowywałem, po prostu wykorzystałem wolny dzień, wsiadłem na rower i to zrobiłem. Dawniej jeździłem bardzo dużo, od trzech lat więcej biegam niż jeżdżę na rowerze, a na co dzień pracuję fizycznie na trzy zmiany.
Everesting to nie jest jazda na czas. Trzeba tyle razy wyjechać i zjechać, aby osiągnąć wysokość Mount Everestu, czyli 8848 m n.p.m… Podczas przejazdu nie można robić przerw dłuższych niż 2 godziny. Przerwy można robić po każdym wyjeździe lub zjeździe.
– Nad prawidłowym przebiegiem wyczynu czuwa specjalnie przygotowana do tego aplikacja – informuje Marek Filipczak. – Podczas wyczynu dołączyło do mnie sporo kolarzy. O godz. 2 w nocy przyłączył się do mnie nieznajomy kolarz, który został ze mną aż do 9 rano, a w tym czasie jego żona cierpliwie czekała na nas w samochodzie na szczycie. Każdy podjazd zrobiłem w towarzystwie innych kolarzy, za co jestem ogromnie wdzięczny. Z sanockich cyklistów jestem ogromnie zadowolony, sam byłem w szoku, że tylu kolarzy chciało mi towarzyszyć.
Wspierany przez wielu Marek Filipczak pokonał serpentyny 38 razy, co z przerwami potrwało 27 godzin 20 minut i 12 sekund, natomiast w siodle spędził 23 godziny 20 minuty i 9 sekund.
– Po osiągnięciu wyniku, wróciłem do domu, położyłem się w ciuchach rowerowych na dywan, przespałem się o koło 15:00 wsiadłem znowu na rower – relacjonuje z uśmiechem Marek Filipczak. – Trochę nogi mnie jeszcze bolą – dodaje skromnie.
Kolarz swój wyczyn rozpoczął we wtorek (14 bm) o godz. 5:15, a skończył w środę (15 bm) o godz. 9:00.
– Chciałem ukończyć zadanie o 6:00 rano, ale wtedy zostały mi jeszcze 4 podjazdy. Wtedy pokonałem te 4 podjazdy w trzy godziny, byłem już trochę wykończony – relacjonuje.
Aby wykonać zadanie, trzeba pokonać serpentyny 38 razy. Marek Filipczak jest drugim sanoczaninem, który zrobił Everesting, ale pierwszym, który zrobił to w wieku 52 lat.
– Nogi kręcą, a mózg musi pilnować reszty – podsumowuje na koniec.
Gratulujemy sukcesu!
Red.
foto: Agnieszka Filipczak
lub zaloguj się aby dodać komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz
Komentarze wyróżnione:
(zarejestrowanych czytelników)