Zaczyna się zawsze od zaufania
W ostatnim czasie garnizon podkarpacki wyrósł na centrum policyjnych szkoleń różnego rodzaju. Z udzielania pierwszej pomocy, z doskonalenia jazdy na quadach, na nartach, dla wodniaków, ale też z podejmowania interwencji wobec osób o niestandardowych zachowaniach czy treningów i ćwiczeń realizowanych przez naszych kontrterrorystów i wspólnych szkoleń z innymi służbami.
Jak to się robi? Podstawą są zaufanie przełożonych i wykorzystanie potencjału doświadczenia i wiedzy swoich podwładnych. Wszędzie są ludzie z pasją i prawdziwi zapaleńcy, którym chce się więcej. To tylko kwestia dostrzeżenia i niehamowania tego zapału. Zobaczmy to na przykładzie Komendy Powiatowej Policji w Lesku.
Bieszczadzkie warunki plenerowe są podczas realizacji szkoleń terenowych wielkim sprzymierzeńcem. Te same jednak piękne plenery, szczególnie zimą, stają się bardzo trudne do przemierzenia. Kręte drogi, ośrodki i domy oddalone od siebie powodują długi czas dojazdu np. karetką czy radiowozem. Doliczmy jeszcze 2,5 mln turystów, którzy odwiedzili leską „bramę Bieszczad” w ostatnim roku i mamy trudny teren z wieloma przypadkowymi ludźmi. Osoby będące na miejscu zdarzenia są więc kluczowe w udzieleniu pierwszej pomocy i reakcji na zagrożenia. Znając specyfikę górskiego terenu, lescy policjanci wyszli z inicjatywą prowadzenia szkoleń z pierwszej pomocy różnym grupom zawodowym i społecznym.
– Pomysł prowadzenia szkoleń z udzielania pierwszej pomocy zainicjowała funkcjonariuszka naszej leskiej komendy sierż. szt. Joanna Jonarska-Kot, która posiada wykształcenie medyczne – mówi mł. insp. Grzegorz Koczera, komendant powiatowy Policji w Lesku.
Ratowanie to wspólna sprawa
Szkoleniowe wyjście poza ramy własnej komendy zaczęło się dwa lata temu, gdy komendant mł. insp. Grzegorz Koczera podpisał porozumienia o współpracy w zakresie wspólnych szkoleń ze służbą zdrowia z dyrektorami szpitali sanockiego i leskiego oraz dyrektorem Bieszczadzkiego Pogotowia Ratunkowego.
– Na mocy tych porozumień na początku szkoliliśmy personel medyczny z samoobrony, zasad zachowania się w sytuacji kontaktu z agresywnymi pacjentami. Instruktorzy taktyki i technik interwencji uczyli lekarzy, ratowników medycznych, pielęgniarki i personel podstaw samoobrony. Cieszyło się to dużym zainteresowaniem, stąd też korzystaliśmy również z pomocy instruktorów rzeszowskich z CBŚP i OPP. W zamian czerpaliśmy z wiedzy i doświadczenia przedstawicieli służb medycznych. Z udzielania pierwszej pomocy profesjonalnie został przeszkolony cały stan osobowy policjantów i pracowników naszej komendy – mówi o początkach szkoleń komendant powiatowy Policji w Lesku.
Bezinteresowna wymiana i pomoc szybko zyskały szerszy zasięg. Bo szkolenia z udzielania pierwszej pomocy realizowane przez leską komendę przyciągnęły uwagę innych służb oraz zespołów ludzi współpracujących z Policją na co dzień, ze Straży Leśnej czy Państwowej Straży Rybackiej.
– Przeprowadziliśmy szkolenia dla pracowników samorządów, starostwa powiatowego, urzędu miasta i gminy oraz pozostałych gmin powiatu leskiego. Przeszkoliliśmy lokalnych prokuratorów, kuratorów sądowych, przewodników turystycznych, sporą grupę nauczycieli i uczniów szkół podstawowych i średnich. Podczas prowadzonych na naszej strzelnicy szkoleń strzeleckich dla wybranych współpracujących z nami służb oferujemy również dodatkowy pakiet szkoleń z pierwszej pomocy, dzięki czemu systematycznie utrwalamy te umiejętności. W zasadzie tematyka związana z pierwszą pomocą pojawiła się u nas jako stały punkt w praktycznie wszystkich szkoleniach, spotkaniach z młodzieżą, prelekcjach, działaniach profilaktycznych realizowanych i na terenie komendy, i w terenie – opowiada leski komendant mł. insp. Grzegorz Koczera.
Wszystkie te działania docenił starosta powiatu leskiego, który wyposażył policjantów z KPP w Lesku w AED oraz nowoczesne fantomy do nauki RKO. Wiszący w holu przy wejściu głównym do komendy w Lesku defibrylator AED jest ogólnodostępny całodobowo dla mieszkańców i turystów. Policjanci zadbali również, by był on widoczny w telefonicznych aplikacjach ratunkowych.
Aby się nie bać
W „przedmajówkowych” szkoleniach, w których brali udział pracownicy resortowych ośrodków wypoczynkowo-szkoleniowych – „Jawor” w Polańczyku i Rewita Solina, położonych w samym sercu Bieszczad, uczestnicy opowiadali różne historie potwierdzające, że umiejętność udzielania pierwszej pomocy w ich pracy jest niezbędna. Szkolenie, podzielone na część teoretyczną i praktyczną, trwało dwa dni. Każdy z uczestników ćwiczył resuscytację krążeniowo-oddechową na fantomach symulujących postać dorosłego, nastolatka i niemowlę. Uczyli się również użycia defibrylatora, czynności ratunkowych w krwotokach, poparzeniach, odmrożeniach, złamaniach i podtopieniach. Ale też najprostszych i najbardziej oczywistych rzeczy, jak choćby prawidłowego wezwania służb ratunkowych, ułożenia poszkodowanego w pozycji bezpiecznej (bocznej – ustalonej) czy podania informacji przy przekazywaniu poszkodowanego ratownikom medycznym.
– Latem dojazd do nas z Leska zajmuje ok. 40 minut. Nie raz mieliśmy sytuacje wśród osób wypoczywających, że zagrożone były zdrowie i życie. Jak człowiek nie wie, jak można pomóc, to boi się, że może coś źle zrobić – dzielili się obawami uczestnicy szkolenia.
– Najgorsze, co można zrobić, to nic nie zrobić! Dlatego tak ważne jest, aby każdy z nas znał podstawowe zasady udzielania pierwszej pomocy i nie bał się ich zastosować. Na pewno nikomu nie zaszkodzimy, a może uda nam się uratować czyjeś życie lub zdrowie. Nie trzeba się bać – przekonywali cierpliwie prowadzący szkolenie sierż. szt. Joanna Jonarska-Kot, ratownik medyczny, Katarzyna Kruczek, naczelna pielęgniarka Samodzielnego Publicznego Zespołu Opieki Zdrowotnej w Sanoku i Lesław Jonarski, oddziałowy Szpitalnego Oddziału Ratunkowego Szpitala Specjalistycznego w Sanoku.
Niestety, jako społeczeństwo traktujemy szkolenia z pierwszej pomocy często jako przykry obowiązek. Słono jednak za to płacimy. W Polsce jest blisko 58 tys. zgonów rocznie z powodu zatrzymania krążenia i nieudzielenia pomocy. W całej Europie statystyka wskazuje na ok. 400 tys.
– Przeszkolenie ludzi z pierwszej pomocy, by wiedzieli, co mają robić, np. przy nagłym zatrzymaniu krążenia, znacznie zwiększa szansę przeżycia tej osobie. Dlatego to robimy – mówi policjantka, która puściła tę szkoleniową iskrę w Lesku. I dodaje w imieniu wszystkich zaangażowanych w uczenie pierwszej pomocy policjantów i medyków: – Mamy nadzieję, że teoretyczne i praktyczne szkolenie pozwoli na szybką reakcję w razie potrzeby udzielenia pomocy i pozwoli uratować czyjeś zdrowie lub życie.
Pasja szkoleniowców udziela się szybko uczestnikom. Już po pierwszych nieśmiałych próbach masażu serca na fantomie stają się bardziej odważni, pada dużo pytań. Strach trochę pojawia się przy niemowlaku, ale trening i powtórzenia pozwalają zyskać większą pewność. Po skończonym szkoleniu uczestnicy mówili z dumą: – Dla lokalnej społeczności to bardzo duża wartość mieć na miejscu takich policjantów.
Sama pasja nie wystarcza, gdy…
wokół brakuje szacunku, przychylności i dobrej atmosfery. Największą pasję można wówczas zdławić.
– Komendant nam zaufał – to pierwsze, co słyszę, gdy pytam policjantów, od czego zaczęło się realizowanie szkoleń. Pytam więc leskiego komendanta, w czym tkwi źródło tej dobrej atmosfery, którą miałam przyjemność również odczuć.
– Dobra współpraca jest bardzo ważna. Dla obu stron, i przełożonego, i pracowników. Liczę na nich za każdym razem, naprawdę dobrze im to wychodzi. Mam do nich pełne zaufanie. Naczelnicy też dostrzegają ich zaangażowanie i profesjonalizm – mówi mł. insp. Grzegorz Koczera.
Wszystkie podręczniki zarządzania zasobami ludzkimi podkreślają, że to przełożony kreuje kulturę organizacji i to on jest gwarantem dobrej atmosfery. Trudno się z tym nie zgodzić. I nie chodzi tu o słodkie przymilanie się i pochlebstwa, bo, jak mówią policjanci, komendant zamiast krytyki daje po prostu konstruktywny feedback, a to bardziej motywuje do pracy niż ocena postępów i wyników.
– Podstawą wszystkiego jest wzajemny szacunek. Dla mnie największą karą byłoby zawiedzenie przełożonego. To jest ta najważniejsza rzecz w relacji służbowej – mówi sierż. szt. Joanna Jonarska-Kot.
Policjanci z Leska, oprócz cyklicznych, praktycznie comiesięcznych szkoleń z udzielania pierwszej pomocy, realizują też ćwiczenia i szkolenia z masowych zdarzeń często we współpracy z innymi formacjami mundurowymi i ze wsparciem instytucji medycznych. Niektóre są prowadzone naprawdę z dużym polotem i o szerokim zasięgu zaangażowania wielu służb (nie o wszystkich, ale o części pisaliśmy na łamach naszej gazety).
– Cieszę się, że mamy w komendzie doświadczonych policjantów z pasjami i wdrażanymi do realizacji wieloma nowymi pomysłami, dzięki którym jesteśmy pozytywnie oceniani przez władze samorządowe i podmioty, z którymi współpracujemy, oraz – co najbardziej istotne – przez lokalne społeczeństwo – mówi komendant.
Policja funkcjonuje jako organizacja hierarchiczna. Ważna jest też więc aprobata działań policjantów w jednostkach, wyrażona przez komendantów wojewódzkich. Tak to działa. – Mamy wsparcie komendanta insp. Jarosława Tokarczuka w naszych realizacjach – mówią policjanci. I dodają, że na wsparciu się nie kończy, bo motywuje także do kolejnych pomysłów.
To zaangażowanie leskich policjantów, zarówno w chęć ciągłego podwyższania sobie poprzeczki w doskonaleniu zawodowym, jak też ofiarowywania swojego czasu (często również prywatnego) i swojej wiedzy społeczeństwu, w którym żyją, dobrze oddaje charakter naszej służby.
– Myślę, że każdy policjant chciałby zostawić świat trochę lepszym – mówi mi na koniec podkom. Waldemar Rajchel, instruktor strzelania, który interesuje się medycyną pola walki i podczas szkoleń prowadzi zajęcia z tamowania krwotoków.
Postscriptum
Od co najmniej kilku osób w kraju usłyszałam, że w Lesku policjanci szkolą z udzielania pierwszej pomocy lokalną społeczność. Jadąc do tej miejscowości, byłam więc przekonana, że w sumie będę robić materiał o policjantach dzielących się swoją wiedzą i umiejętnościami. Na miejscu dotarło do mnie jednak, że gdyby nie zielone światło dla ich pomysłów, zaufanie, otwartość, wzajemny szacunek i serdeczność w codziennych kontaktach służbowych, to po pierwsze – ta informacja nie dotarłaby do naszej gazety. Po drugie – nie miałoby to takiej skali, jaką przybrało, bo „przecież nie od tego są policjanci”. A po trzecie – nie byłoby przeszkolonego niemal całego miasteczka. I jeszcze po czwarte – ta służba ma naprawdę sens, bo można uratować czyjeś życie i zdrowie.
Izabela Pajdała / Gazeta Policyjna
zdj. autorka
Udostępnij ten artykuł znajomym:
UdostępnijNapisz komentarz przez Facebook
Tagi: Podkarpacie, policja, współpraca służb
lub zaloguj się aby dodać komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz