REKLAMA
REKLAMA

Były radny oskarża policjantów o tortury i nie przyznaje się do winy. Rozbiera się w sądzie pokazując swoje rany

SANOK / PODKARPACIE.  W Sądzie Rejonowym w Sanoku w Wydziale Karnym miała miejsce pierwsza rozprawa w sprawie oskarżonego Ryszarda B., byłego radnego miejskiego, który w kwietniu 2018 roku miał znieważyć podczas interwencji ratowników medycznych i policjantów. Nie przyznał się do winy, odwołał wcześniejsze zeznania i oskarżył funkcjonariuszy policji o tortury.

 

Oskarżonemu łącznie postawiono cztery zarzuty: dwa o przestępstwo z art. 226 par.1 kk w związku z art. 91 par. 1 kk, czyli znieważenie funkcjonariusza publicznego podczas i w związku z pełnieniem obowiązków służbowych, oraz dwa kolejne z art. 224 par. 2 kk w związku z art. 91 par. 1 kk, który dotyczy wywierania wpływu na czynności urzędnicze i stosowania gróźb karalnych.

Jedne zarzuty dotyczą znieważenia ratowników medycznych, interweniujących podczas zdarzenia 10 kwietnia, drugie policjantów na służbie.

Przypomnijmy, że sprawa dotyczy zdarzenia z kwietnia tego roku. Ratownicy z pogotowia ratunkowego udzielali pomocy mężczyźnie, który leżał na chodniku. Kiedy zespół ratowniczy prowadził działania, mężczyzna zrobił się agresywny, wyzywał, używał wulgaryzmów, obrażał. Na miejsce wezwano policjantów. Gdy ci dotarli na Słowackiego, 70-latek znajdował się już w karetce pogotowia. Jednak kiedy zobaczył funkcjonariuszy, to skierował swoją agresję w ich kierunku. Wymachiwał rękami, znieważał policjantów, wyzywał, stosował wulgaryzmy i nie chciał podać danych osobowych. Bardzo szybko okazało się, że awanturnikiem jest jeden z ówczesnych radnych miejskich.

Oskarżony w czynnościach przygotowawczych składał już wyjaśnienia. Jednak podczas poniedziałkowej rozprawy odwołał je, tym samym nie przyznając się do winy. Obszernie opisywał, odczytując z kartki, przebieg tamtego pamiętnego dnia.

Wedle jego relacji, 9 kwietnia 2018 roku, po sprzeczce małżeńskiej, nocował w jednym z hoteli przy ul. Słowackiego w Sanoku. Rano natomiast wrócił do domu, zażył leki, których nie wziął minionego wieczoru i postanowił pójść na sesję rady miejskiej, zaplanowaną 10 kwietnia na godzinę 9.00. Jak dodaje, wychodząc wziął drugi zestaw leków.

Wiadomo, że mężczyzna tamtego wieczoru spożywał alkohol. Twierdzi, że mogło to być 5-6 kieliszków wódki.

Oskarżony pojawił się na sali obrad gdzie zebrała się rada miejska, jednak po 30 minutach źle się poczuł i wyszedł na świeże powietrze. Następnie udał się w kierunku swojego domu. Nie jest w stanie powiedzieć i nie wie jak to się stało, że wylądował w okolicy hotelu, w którym spędził poprzednią noc.

„Wozili mnie po zakamarkach, aby spotęgować moje cierpienie!”

Wchodząc do lokalu, potknąłem się o ostatni stopień. Upadłem przy schodach. Recepcjonistka widząc co się dzieje stwierdziła, że uderzyłem się w głowę i trzeba zadzwonić po ratowników – relacjonuje Ryszard B.

Karetka pogotowia przybyła na wskazane miejsce, a ratownicy podjęli interwencję.

Ja nie wzywałem ratowników, dlatego kiedy przyjechali, nie chciałem poddać się przymusowym badaniom, ani podać nazwiska. Jednak oni wzięli mnie i prowadzili do karetki, mimo że tego nie chciałem – wyjaśnia oskarżony. – Nie obraziłem ich, ani nie groziłem, prosiłem, aby pozwolili mi wejść do hotelu, w którym spałem zeszłej nocy – kontynuuje swoją wersję.

Jak twierdzi czuł się wtedy dobrze i śmiało mógł wrócić do swojego domu. Z uwagi na trudności z opanowaniem pacjenta, zespół ratowniczy wezwał na miejsce patrol policji.

Do karetki wszedł policjant i brutalnie mnie obmacał. Znalazł prawo jazdy – utrzymuje oskarżony. Dalej kwieciście opisuje zajście mówiąc wręcz o torturach nad sobą.

Funkcjonariusz brutalnie złapał mnie za klapy marynarki i wyrwał z karetki na zewnątrz. Potem dwaj policjanci boleśnie wykręcili mi ręce do tyłu i skuli je kajdankami. „Ludzie co wy robicie?!” – krzyczałem. „Jesteście policjantami czy bandytami?”. Potem głową w dół wrzucono mnie do klatki samochodu policyjnego. Nie pojechaliśmy do szpitala. Wozili mnie po zakamarkach miasta, aby spotęgować moje cierpienie. Do komendy policji jechaliśmy nie asfaltową droga, a tą ułożoną z płyt, równoległą. Kiedy myślałem, że to już koniec moich cierpień i wprowadzą mnie do budynku komendy, znowu rozpoczęła się szaleńcza jazda po drodze z płyt brukowych. Kiedy zatrzymaliśmy się, widziałem tylko łąkę i krzaki, chyba było to za Bykowcami. Za 10 minut pojechaliśmy w drugą stronę. Stanęliśmy chyba na Dąbrówce, znowu widziałem to samo – łąka i krzaki. Wtedy policjant zapytał, czy mam już dosyć. Znowu jazda po kostce brukowej, byłem nieprzytomny w strasznym bólu. Otworzyły się drzwi i zostałem wywleczony z klatki – obszernie opisuje zajście były radny. 

To tylko fragmenty relacji oskarżonego. Dodał, że uważa te działania za celowe. Podejrzewa, że ktoś wyżej postawiony niż interweniujący policjanci nakazał im, aby tak traktowali oskarżonego. Uzupełnia, że radny przecież też jest pod ochroną prawa i nie wolno go tak traktować. 

Do celi wpadło czterech policjantów. Dwóch mnie przytrzymało za ręce i nogi, a policjantka z jeszcze jednym policjantem, obrócili mnie na bok i założyli kaftan bezpieczeństwa. Dlaczego nie interweniowano, gdy policjant mnie torturował?! Wykrzykiwałem słowa w bólu i rozpaczy! – podkreśla oskarżony.

Wówczas na sali rozpraw dzieje się rzecz nieoczekiwana. Oskarżony Ryszard B. zdejmuje marynarkę, podciąga koszulę i na dowód swoich słów o torturach, pokazuje sędzinie rzekome ślady po nich pod pachami. Na pytanie sądu, dlaczego zmienia swoje zeznania oskarżony odpowiedział, że był pod presją, ale nie pod przymusem. Wydawało mu się, że w ten sposób szybko załatwi tę sprawę.

Nie przyznaję się do winy. Cały czas byłem w stresie, z policją jeszcze nikt nie wygrał, ale teraz musi ujrzeć to światło dzienne, bo policja nie może robić tak jak robi – podsumowuje Ryszard B.

Diametralnie inna relacja policjanta

Oskarżony długo i obszernie ponownie opowiadał o wydarzeniach z 10 kwietnia. Tylko jeden z policjantów obecnych na sali mógł wypowiedzieć swoją wersje wydarzeń.

Wysoki sądzie, przez cały czas trwania interwencji byłem dla oskarżonego ku**ą, szmatą, jeb***m psem. Otrzymaliśmy zgłoszenie od dyżurnego, aby udzielić pomocy załodze pogotowia ratunkowego wobec agresywnego mężczyzny. Kiedy przybyliśmy na miejsce był on w karetce pogotowia, więc udaliśmy się do niego. Kiedy wszedłem do środka od razu usłyszałem, że mam wypier****ć. Mężczyzna chciał mnie złapać za mundur, chwyciłem go za ręce, wyprowadziłem z karetki i z drugim funkcjonariuszem skuliśmy mu ręce z tyłu – relacjonuje policjant z sanockiej komendy. – Cały czas z jego strony spotykaliśmy się z agresją słowną do nas jako policjantów, ale też do ratowników. Od oskarżonego była mocno wyczuwalna woń alkoholu. Groził nam zwolnieniem ze służby, powołując się na znajomości, które posiada jako radny. W związku z tym podjęliśmy decyzje o jego zatrzymaniu. Z ulicy Słowackiego udaliśmy się na komendę po zaświadczenie lekarskie, następnie pojechaliśmy na SOR, gdzie mężczyzna został przebadany i ponownie odwieziony do KPP w Sanoku i umieszczony w PDOZ. Już na miejscu wykonano badania na zawartość alkoholu w organizmie – kontynuuje funkcjonariusz.

W tym miejscu uzupełnia sąd, że wynik tego badania to 0,9 mg/l, co daje 1,8 promila alkoholu w wydychanym powietrzu.

Oskarżony nigdy nie był wożony po Sanoku, co można łatwo sprawdzić, gdyż wszystkie czynności są zapisywane i rejestrowane przez kamery. Ponadto w PDOZ kolejny raz usłyszałem o pieniądzach, jakie oskarżony rzekomo daje na policję, że wystarczy jeden telefon i jesteśmy wyje***i z roboty – kwituje policjant.

Podczas rozprawy oskarżony złożył oświadczenie, że każde słowo funkcjonariusza to kłamstwo.

Był wyrok nakazowy, ale złożono sprzeciw

Przypomnijmy, że Sąd Rejonowy w Sanoku wyrokiem nakazowym za cztery popełnione przestępstwa wymierzył już radnemu karę łączną w wysokości 100 stawek dziennych po 20 zł. Zasądzono także zadośćuczynienie dla trzech funkcjonariuszy policji, po 200 zł dla każdego z nich od oskarżonego. Ponadto radny miał ponieść koszty procesowe na rzecz Skarbu Państwa. Wyrok był nieprawomocny i przysługiwał od niego sprzeciw w ciągu 7 dni od daty doręczenia, dla każdej ze stron. Tak też się stało. Dlatego podczas poniedziałkowej rozprawy sąd postanowił rozpatrzyć tę sprawę na zasadach ogólnych. Jej dalszy ciąg poznamy w przyszłym roku w styczniu, gdyż na wtedy wyznaczono kolejny termin posiedzenia sądu.

 

Paulina Ostrowska-Reizer

20-11-2018

Udostępnij ten artykuł znajomym:

Udostępnij

Napisz komentarz przez Facebook

lub zaloguj się aby dodać komentarz


Pokaż więcej komentarzy (0)