Żubry w Bieszczadach: Nie możemy pozostawać w roli grabarzy
Problemom związanym z bieszczadzką populacją żubrów poświęcone było spotkanie komisji ds. żubrów działającej przy Dyrektorze RDLP w Krośnie, które odbyło się w piątek 6 listopada w trybie telekonferencji. Najwięcej uwagi poświęcono telazjozie trapiącej stada w zachodniej części gór, jak również szkodom w uprawach rolnych i leśnych. Sformułowano szereg wniosków co do przesiedleń żubrów za granicę, jak też wsiedleń przychówku z zagrody pokazowej do dzikich stad w Polsce.
Dość dramatyczny obraz stanu zdrowotnego stad w zachodniej części gór wyłonił się z relacji doktora Stanisława Kaczora, powiatowego lekarza weterynarii z Sanoka.
– Telazjoza postępuje – alarmował doktor Kaczor. – W ciągu kilku ostatnich miesięcy obserwujemy osobniki w krytycznym stanie zdrowotnym w stadach w zachodniej części Bieszczadów. Zanotowano też sześć upadków naturalnych w tej populacji, niestety, stan padliny nie pozwalał ocenić, czy padły wskutek telazjozy, ale w tym momencie jest to najbardziej prawdopodobne. Ale monitoring wskazuje, że co najmniej 40 kolejnych żubrów jest zarażonych i to w stopniu bardzo zaawansowanym. Efekt tzw. „białego oka” widać u nich ze sporej odległości, na jaką pozwalają się podejść.
Według profesor Wandy Olech, prezes Stowarzyszenia Miłośników Żubrów, coraz trudniejsza sytuacja zdrowotna żubrów to efekt przegęszczenia populacji, co nakazuje pilne podejmowanie poważnych decyzji.
– Nie możemy pozostawać jedynie w roli grabarzy, gdy konieczne jest uprzedzanie skutków pojawiających się zagrożeń, stąd rozproszenie populacji to dziś najważniejsza sprawa, a uczą nas tego doświadczenia z gruźlicą, którą, póki co, udało się opanować – zaznaczała profesor Olech. – Trzeba rekomendować przesiedlenia żubrów, jak również redukcję stad poprzez odstrzały sanitarne. Najważniejszy dla żubrów jest ich stan zdrowia, który trudno utrzymać przy dużym zagęszczeniu.
W podobnym tonie wypowiadali się inni specjaliści. Dr hab. nauk weterynaryjnych Wojciech Bielecki zaproponował likwidację najmocniej zarażonych osobników, wskazując na niemożliwość leczenia zwierząt w stanie dzikim.
Potwierdzeniem tych dramatycznych słów był film autorstwa leśniczego Marka Pasiniewicza z Nadleśnictwa Komańcza pokazujący drastyczne sceny ze starym bykiem, który w pustych oczodołach miał roje much. Jego sposób poruszania się wskazywał, że zwierzę jest zupełnie ślepe, chodzi „na pamięć”, potyka się, zaczepia o drzewa.
Kolejny temat to drastyczny spadek akceptacji żubrów przez lokalne społeczności. Jeszcze dziesięć lat temu dominowało u ludzi poczucie dumy z faktu, że mieszkają na terenach, gdzie żyją żubry. Był to efekt m.in. działań edukacyjnych prowadzonych przez nadleśnictwa i samorządy. Na coraz większe problemy w tej mierze wskazywał Ernest Nowak, burmistrz Miasta i Gminy Zagórz.
– Miejsce dawnej ciekawości i podziwu dla tego zwierza zajęła agresja ze strony rolników obawiających się nie tylko rosnących szkód w uprawach, ale też zakażenia swojego bydła telazjozą. Coraz więcej mamy skarg na metody szacowania szkód, znam też przypadki przepędzania żubrów z pól do lasu przez rolników – mówił burmistrz Nowak.
Dużo uwagi poświęcono sprawom szkód w lasach, zarówno państwowych, jak i prywatnych. Najtrudniejsza sytuacja pod tym względem jest w Nadleśnictwie Baligród, gdzie zniszczenia odnotowano na powierzchni ponad 4300 hektarów, z czego aż 600 uszkodzonych jest w ponad 50 procentach. Największe zniszczenia występują w młodnikach jodłowych i bukowych, ale żubry zgryzają też niemal wszystkie inne gatunki za wyjątkiem brzozy.
W dalszej części spotkania prof. Wanda Olech przedstawiła zagadnienia związane z „Kompleksowym projektem ochrony żubrów”, realizowanym na terenie całego kraju przez 27 nadleśnictw. Poruszono kwestie: dokarmiania, monitoringu zdrowotnego, jak również możliwości przesiedleń, w tym wysyłki żubrów za granicę. Wszystkie te kwestie mają za zadanie: utrzymanie stad żubrów w jak najlepszej kondycji zdrowotnej, zmniejszenie szkód w lasach i uprawach rolnych.
– Problem w tym, że możemy tam wysyłać jedynie osobniki zdrowe i młode, a więc takie, które chcielibyśmy pozostawić u siebie – zaznaczała prof. Olech. – Poza tym eksport żubrów może załatwić zaledwie 5-10 procent problemu, a jest on niezwykle kosztowny.
– Nie możemy zakłamywać rzeczywistości, musimy opierać się na zdaniu specjalistów i działać tak, by duma polskiej ochrony przyrody trwała w dobrym zdrowiu – mówi dyrektor Grażyna Zagrobelna. – Sytuacja przypomina nam tę sprzed wystąpienia ognisk gruźlicy; wówczas zaradziliśmy tym problemom skutecznie. Wiem, że i teraz trzeba będzie podjąć niepopularne decyzje. Jako odpowiedzialni za los bieszczadzkich żubrów będziemy, w porozumieniu z władzami ochrony przyrody, podejmować konkretne kroki dla dobra populacji żubra i jego stanu zdrowotnego. Przyszedł czas na działania, a nikt za nas tego nie zrobi.
Według danych z marca tego roku w Bieszczadach żyje 668 żubrów w stanie dzikim, zaś z ostatnich obserwacji, że latem urodziło się ponad 100 młodych.
Edward Marszałek
rzecznik prasowy RDLP w Krośnie
Udostępnij ten artykuł znajomym:
UdostępnijNapisz komentarz przez Facebook
Tagi: Bieszczady, Lekarz weterynarii, Podkarpacie, zdrowie, żubry
lub zaloguj się aby dodać komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz