REKLAMA
REKLAMA

Jak rodzina ze Smolnika w łemkowskiej chyży biznes otworzyła

SMOLNIK / GMINA KOMAŃCZA. – Bieszczadzka żywność to szwarc mydło i powidło – mówi Bogdan Ablewski ze Smolnika w gminie Komańcza. – Pod tą marką sprzedawane jest wszystko, nawet piwo, które z Bieszczadami nie ma nic wspólnego.

Dorota Mękarska

„W Smolniku nad Osławą za pierwszym mostkiem po lewej stronie, stoi stara 130-letnia łemkowska chyża, obok szyld „BIESZCZADZKIE SMAKI”. Zamieszkaliśmy w niej w 2010 roku i dla nas, jak i owej starej chyży, zaczęła się nowa historia, o której może kiedyś ktoś opowie lub napisze. Jeżeli nie chcesz czekać to pakuj się i przyjeżdżaj, sam Ci opowiem…” – te słowa właścicieli brzmią jak bajka, ale opowieść o „Bieszczadzkich Smakach” bajką” nie jest. To opowieść o determinacji, ciężkiej pracy, świadomości własnego losu i jego ograniczeń. To historia Ablewskich ze Smolnika, którzy tak jak wielu innych przyjechali w Bieszczady i wnieśli tu swój własny pomysł na życie i biznes.

Bez opowieści o garniturze i krawacie

Ablewscy pojawili się w Bieszczadach 12 lat temu.

– Opowieść o zrzuceniu garnituru i krawata jest wyświechtana – Bogdan Ablewski nie chce powtarzać tej mantry, którą opowiadają prawie wszyscy bieszczadnicy. Zamiast tego woli mówić o tym, co jest „tu i teraz”.

Przybysze z Bydgoszczy w Smolniku pod Komańczą znaleźli klimatyczne miejsce i ludzi, którzy bardzo przypadli im do serca.

– Grunt żeby nie wynosić się ponad innych i nie wchodzić z butami w ich życie – nasz rozmówca ma prosty sposób na ułożenie sobie dobrych, sąsiedzkich relacji w wiejskiej wspólnocie.

W Bieszczadach jest się innym człowiekiem

W Smolniku Ablewscy żyją w zupełnie innym rytmie i stylu niż wcześniej.

– Nagle okazuje się, że człowiekowi połowy rzeczy nie trzeba. Mam maszynkę do strzyżenia, którą strzygę się przez kilka lat, spodnie wojskowe, które nie podrą się raz dwa i dobre buty – o praktycznej stronie takiego życia mówi pan Bogdan.

Rodzina pracuje wspólnie, bo „Bieszczadzkie Smaki” to firma rodzinna. W sezonie trzeba mocno zakasać rękawy, ale dzięki temu po jego zakończeniu dzieci ruszają w świat, i to wcale nie ten na wyciągnięcie ręki, ale bywa, że w dalekie, egzotyczne podróże.

– Ani córka ani syn nie żałują, że osiedliliśmy się w Smolniku – zaznacza ojciec, ale dodaje uczciwie. – Syn miał chwile zwątpienia, ale zrozumiał, że w Bieszczadach jest innym człowiekiem, że dzięki temu nie zasmakował wyścigu szczurów, jak jego rówieśnicy.

Rytm życia wyznacza przyroda

Bo w Bieszczadach jedyny wyścig, to wyścig z przyrodą i czasem.

Gospodarstwo „Bieszczadzkie Smaki” na początku oferowało chleb na zakwasie, syropy ziołowe, sery podpuszczkowe, masło z czosnkiem niedźwiedzim i inne produkty z ziół i roślin bieszczadzkich. Z czasem jednak asortyment mocno się rozrósł. Dzięki Ablewskim powstała jedna z pierwszych na Podkarpaciu wytwórnia nalewek.

Rytm życia wyznaczają im rośliny, zioła i owoce: czarny bez, sosna, czosnek niedźwiedzi, dziewanna, pokrzywa, podbiał, nostrzyk, bluszczyk kurdybanek, maliny, jagody, jabłka, gruszki, truskawki, aronia, rabarbar, czerwona porzeczka. Te wszystkie dary lasu i ogrodu są w gospodarstwie przerabiane. Gospodarze tworzą z nich soki, nalewki, syropy, konfitury, dżemy, powidła, miodki i inne przysmaki i przyprawy.

– W sezonie o godz. 23 zarabiam chleb, a dokładnie trzy rodzaje chleba – mówi o swoim codziennych obowiązkach gospodarz. – Śpię kilka godzin, by o godz. 4-5 włożyć chleb do pieca. Piekę tak z kilkanaście bochenków. Potem idę do nalewkarni, bo zawsze jest tam co przecedzić, czy zamieszać.

W międzyczasie trzeba jeszcze zebrać z samego rana zioła, na które akurat jest sezon. Wtedy chleb piecze się później, ale turyści wiedzą, że piekarnia u Ablewskich funkcjonuje według swojego, własnego rytmu. Cierpliwie czekają na gorące, smaczne bochenki, bo jak tu nie spróbować chleba „śpiewanego”, czy „białego” gdy jest się w Bieszczadach?

Nie musisz rzucać wszystkiego, Bieszczady przyjadą do Ciebie

„Bieszczadzkie Smaki” reklamują się hasłem „Nie musisz rzucać wszystkiego, Bieszczady przyjadą do Ciebie”, gdyż wyroby sprzedawane są poprzez sklep internetowy. Oczywiście można je też kupić na miejscu, zarówno w gospodarstwie, jak i w kilku wyznaczonych punktach. Produkty są naturalne i lokalne, prawdziwie bieszczadzkie, co nie można powiedzieć o całej żywności sprzedawanej pod tą marką.

– Musimy zadać sobie pytanie, ile jest naprawdę tej bieszczadzkiej żywności, bo to co jest produkowane w Bieszczadach nie jest adekwatne do tego, co proponowane jest na stoiskach. Sprzedawana jest na nich żywność, która z Bieszczadami nie ma nic wspólnego. Nikt tego nie weryfikuje, a przecież są instytucje, które powinny wspierać lokalnych przedsiębiorców – podkreśla Bogdan Ablewski.

Różnie jest też z decydentami. Nasz rozmówca przekonał się na własnej skórze, że wolą kupować „sklepowe” produkty jako prezenty dla oficjeli, zamiast wydać kilka groszy więcej za wyroby naturalne, ale to też już się zmienia – mamy pierwsze zakupy od władz samorządowych i promocję lokalnych firm i agroturystykę w mediach.

Jest potencjał, ale na tym się kończy

Na rynku jest prawdziwa wolnoamerykanka. „Bieszczadzkie Smaki” specjalizują się m.in. w nalewkach, ale jak zauważa nasz rozmówca, legalnie na Podkarpaciu można je kupić tylko z kilku źródeł, choć na rynku jest ich zatrzęsienie. Problem jest też ze sprzedażą alkoholi przez legalnie działające sklepy internetowe.

Kolejny problem to brak rąk do pracy.

– Za 25 zł na godzinę, nikt nie chce pracować, dlaczego? – sami musimy sobie na to pytanie odpowiedzieć – dodaje gospodarz.

Z drugiej strony rynek zbytu jest ograniczony, choć powstają w kraju duże podmioty, które skupują lokalne wyroby i sprzedają je w wielkich miastach pod własną marką. Jednak w Bieszczadach niewielu producentów kooperuje z takimi firmami.

– Nasze bieszczadzkie produkty mają spory potencjał, by zaistnieć na dużych rynkach, ale tak się nie dzieje – zauważa pan Bogdan. – Sprzedajemy swoje wyroby za pomocą sklepu internetowego. Firmy kurierskie dostarczają indywidualnym klientom, w ciągu 24 godzin pesto, syropy, masło itd., a w trakcie sezonu przyjeżdżają do nas turyści i od 10 lat, rok w rok, kupują to samo. To jest dla mnie prawdziwą miarą sukcesu.

14-08-2021

Udostępnij ten artykuł znajomym:

Udostępnij

Napisz komentarz przez Facebook

lub zaloguj się aby dodać komentarz


Pokaż więcej komentarzy (0)