FELIETON. Konsultacje społeczne w Sanoku. Dlaczego okazały się klapą?
SANOK / PODKARPACIE. Sporo kontrowersji wzbudził poniedziałkowy komunikat dotyczący wyników konsultacji społecznych w mieście. Chodzi o informację zamieszczoną na oficjalnym profilu burmistrza i profilu miasta Sanoka w mediach społecznościowych. Sanoczanie mieli dowiedzieć się, że konsultacje wyszły wspaniale, bo 87% opowiedziało się „za” i o 27 procent wzrosła liczba osób, które opowiedziały się za przyłączeniem części Trepczy, Bykowiec i Zabłociec do miasta. Informację okraszono ładnymi, kolorowymi słupkami.
Ale ludzie, jak to ludzie, nie lubią, żeby z nich robić durniów, więc zaczęli dopytywać się o tak istotne szczegóły, jak frekwencja, bo akurat ten kontekst w przypadku wszelkich głosowań jest istotny. Oczywiście podniosły się głosy, że frekwencja nie jest ważna, tak jakby bez powodu ustawodawca w przypadku niektórych głosowań, np. referendum, wprowadził limit uprawnionych do głosowania, po przekroczeniu którego uznaje się je za ważne. Oczywiście konsultacje społeczne nie są obarczone takim wymogiem. Jednakże nawet wtedy, gdy nie jest to obligatoryjne, duża frekwencja, podparta wysokim wynikiem na „tak” pokazuje, jakie jest poparcie społeczne dla głosowanych zmian. Dzięki temu władze mają mocną legitymizację społeczną do przeprowadzenia podejmowanych działań.
Patrząc na frekwencję w Sanoku, która zmalała w stosunku do wiosennych konsultacji, ta konstatacja nie jest optymistyczna. Liczba osób biorących udział w konsultacjach spadła z 1550 w konsultacjach wiosennych do 1173 osób obecnie, na prawie 36 tysięcy sanoczan. Władzom Sanoka przez ostatnie tygodnie nie udało się zachęcić mieszkańców miasta do udziału w konsultacjach. Czy to znaczy, że nie udało się ich zachęcić również do idei rozszerzenia Sanoka? Tego nie wiem, gdyż zapewne jest w mieście sporo osób, które popierają ideę, ale nie biorą udziału w życiu publicznym. Patrząc jednak na liczbę lajków pod komunikatem o wynikach konsultacji na oficjalnym profilu burmistrza, to wygląda to cieniutko. Odjąwszy pracowników magistratu oraz ludzi związanych w różny sposób z obecną władzą, wygląda to jeszcze skromniej.
grafika poglądowa / archiwum redakcji
Dlaczego konsultacje nie chwyciły? Należy zadać takie pytanie i udzielić szczerej odpowiedzi, a nie uprawiać propagandę sukcesu, pokazując, że nastąpił wzrost poparcia o 27%. Według mnie w jakiejś części dlatego, że nie jest to projekt na obecne czasy. W mieście jest dużo pilnych potrzeb, a jak wiadomo bliższa koszula ciału. Bez znaczenia nie jest również sytuacja finansowa miasta. Zapewne do wielu głosujących trafiła narracja mieszkańców gminy, że rozszerzenie nie jest szansą na rozwój miasta, ale skokiem na kasę sołectw. Sanoczanie nie zobaczyli w tym dla siebie wartości dodanej. Po trzecie przeświadczenie, umacniane jeszcze w mieście, że nic od nas nie zależy, bo władza w Warszawie zrobi i tak, jak będzie chciała. Na poziom frekwencji mogła mieć również wpływ atmosfera wojny i konfliktu, w jakiej ten projekt jest przeprowadzany. Sanoczanie mogli poczuć się zmęczeni, tak zresztą jak mieszkańcy gminy Sanok, gdzie frekwencja również okazała się niższa niż poprzednio, bo wyniosła w dwóch miejscowościach 64%, a w jednej 51,5%. W porównaniu do Sanoka, gdzie frekwencja przekroczyła ledwo 3%, to jednak nieporównywalnie lepszy wynik.
Dziwi, że miasto zdecydowało się podać w mediach społecznościowych informację o wyniku konsultacji w tak niepełnej formie, bo cała prawda zawsze jest najlepsza. Gdy tak się nie dzieje, zaczynają padać pytania i podejrzenia o manipulację, choć takiego zamiaru wcale mogło nie być. Właśnie w taki sposób wylewa się dziecko z kąpielą.
Dorota Mękarska
ZOBACZ RÓWNIEŻ:
Mieszkańcy Bykowiec, Trepczy i Zabłociec nie chcą do Sanoka! Co zrobi rząd PiS?
Miasto nie ujawnia, ilu SANOCZAN wzięło udział w konsultacjach. Jaka była frekwencja?
„Nie róbcie z nas ciemnoty”. Protest mieszkańców podsanockich miejscowości! (VIDEO, ZDJĘCIA)
lub zaloguj się aby dodać komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz