SANOK / PODKARPACIE. Kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie – tyle kosztowałaby miasto ulga dla rodzin wielodzietnych w opłacie śmieciowej, gdyby radni zastosowali bonifikatę na poziomie 20, czy 25%. Kwota, którą często gęsto operują prywatni ludzie, stała się dla budżetu miasta, wynoszącego blisko 200 mln zł, ciężarem nie do udźwignięcia. Śmieszne to i straszne.
Co stało się przez ostatnie 2 lata, że kwota kilkunastu tysięcy złotych traktowana jest jak kamień młyński, który ma miasto zatopić? Czy Sanok przez to zbankrutuje? Trudno w to wręcz uwierzyć.
Mówiąc szczerze, z zażenowaniem przysłuchiwałam się dyskusji na temat zmniejszenia ulgi dla rodzin wielodzietnych. Nie mam na myśli wypowiedzi skarbnika miasta, bo patrzy on na rzeczywistość samorządu w dużej mierze przez pryzmat cyfr i liczb, ani burmistrza, bo ma on swoje cele, ale radnych, którzy są wyrazicielem woli mieszkańców miasta. Czyim orędownikiem stała się w Sanoku rada miasta i dlaczego?
Niektórzy mieszkańcy Sanoka odpowiadają sobie na to pytanie. I nie są to odpowiedzi przyjemne dla radnych.
Bez wątpienia miasto jest w tarapatach finansowych, więc ulga 50% może być w tej sytuacji za wysoka, ale na poziomie 25% byłaby wyrazem troski radnych o wielodzietne rodziny. Chodzi o zaledwie kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie. Nikt mi nie powie, że miasto nie może zaoszczędzić takiej kwoty na mniej potrzebnych wydatkach. Zawziętość w uchwaleniu ulgi na poziomie 1 zł dla rodzin wielodzietnych, może jednak wskazywać, że wcale nie o budżet tu chodzi.
W wielu przypadkach ci sami radni, którzy w poprzedniej kadencji, gdy były pieniądze, tak ochoczo podnosili ręce za prosocjalnymi rozwiązaniami, dzisiaj doszukują się w nich niesprawiedliwości społecznej. Nagle prorodzinne zapisy stały się niesprawiedliwe, choć wcześnie były aprobowane przez tę samą opcję polityczną. Jak widać punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, a nie od imponderabiliów.
Radni z taką gorliwością neofitów bronili zmniejszenia ulgi do 1 zł, że niektóre wypowiedzi ocierały się wręcz o krytykę sztandarowych projektów, którymi chwali się partia rządząca. Oczywiście każdy ma prawo do swojego zdania, ale za tym zdaniem powinny iść czyny. Jeśli komuś nie podoba się prorodzinna polityka PiS, to zasiadanie w klubie tej partii w radzie miasta też nie powinno mieć miejsca. Korzysta się w wyborach z listy PiS jak z trampoliny, ale potem zaczyna prezentować się liberalne podejście. Hipokryzja? Odpowiedzcie sobie Państwo sami.
Przykro było patrzeć, jak radni, którzy wywodzą się z opozycyjnej opcji politycznej wykorzystali koniunkturę robiąc z siebie rzeczników rodzin wielodzietnych, podczas gdy radni PiS w imię nie wiadomo czego, zachowali się jak rząd Tuska w schyłkowym okresie. Nie potrafię tego zrozumieć i powtórzę za jednym z mieszkańców miasta. Prawico, co się z tobą dzieje?
Dorota Mękarska
lub zaloguj się aby dodać komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz