SANOK / PODKARPACIE. Rozmowa z Wiesławem Banachem, byłym dyrektorem Muzeum Historycznego w Sanoku, przyjacielem Zdzisława Beksińskiego i znawcą jego twórczości.
Panie Dyrektorze, dzisiaj Muzeum Historyczne podało ekscytującą informację o uzyskaniu rekordowej ceny za obraz Zdzisława Beksińskiego. Czym Pan tłumaczy ten rekordowy skok z 400 tys. zł do ponad 700 tys. zł?
Zdaje mi się, że przyczyniło się do tego wiele czynników. Zdzisław Beksiński stał się szeroko znany i powoli akceptowany przez krytyków i historyków sztuki. Jestem jednak przekonany, że spora ich część, może już nie mówi, że Beksiński malował kicze, ale wciąż uważa, że tworzył obrazy niższego lotu.
Z czego wynika ten lekceważący stosunek do Beksińskiego?
To przekonanie zrodziło się, kiedy Beksiński zerwał z awangardą. Sztuka lat 70. była tak zafiksowana na awangardzie, że zaszufladkowano wówczas Beksińskiego do taniego, naiwnego symbolizmu. Widoczna była czasami także słabość techniczna jego malarstwa.
Czy ta słabość brała się z tego, że artysta nie skończył Akademii Sztuk Pięknych?
Nie w tym rzecz. Beksiński miał odwagę wejść w coś dyskusyjnego, miał odwagę malować nawet kiepskie obrazy, bo wiedział, że każdy obraz zbliża go do jego wewnętrznej wizji. Zapłacił za to wysoką cenę. Wśród krytyków, szczególnie tych ze starszego pokolenia, zapanowało przekonanie, że nie warto zajmować się tą sztuką. W latach 90. Beksiński doszedł natomiast do mistrzostwa. Jego nazwisko stało się bardziej sławne niż twórczość. My, jako muzeum zorganizowaliśmy blisko setkę wystaw artysty, w tym również za granicą. Po tragicznej śmierci Beksińskiego powstawały książki i filmy. Na aukcjach ceny skoczyły z 20 tys. zł do 40 tys. zł, ale długo utrzymywały się na tym poziomie.
Co więc takiego stało się, że nastąpił tak spektakularny wzrost?
Pojawili się nowi odbiorcy i krytycy sztuki. Przekonanie, że jak coś nie jest awangardowego to nie zaskakuje, straciło nośność.
Czy miał Pan przeświadczenie, że Beksiński będzie kiedyś w „cenie”?
Mówiłem Beksińskiemu, że nie ma go w muzeach, bo jego czas jeszcze nie nadszedł, ale nadejdzie. On słuchał tego, uśmiechał się i tylko kiwał głową. Teraz ten czas nadchodzi, wyraźnie to widać. Nie spodziewałem się jednak, że tak szybko nastąpi wzrost cen. Ten obraz, który uzyskał tak wysoką cenę został namalowany już w Warszawie w 1979 r. Pamiętam go w pracowni Beksińskiego. To jeden z najlepszych obrazów tego okresu, żal, że artysta nie przeznaczył go do naszego muzeum.
Może wpływ na wzrost cen mają zmiany w gospodarce? Nieopłacalne stają się lokaty. Lepiej pieniądze inwestować, w tym w dzieła sztuki? Nikt nie wie, co będzie działo się po koronawirusie. Pieniądz może pójść w dół. Jeśli nastąpi tąpnięcie, to inwestycja w dzieła sztuki jest pewniejsza niż lokata. Czy informacja o rekordowej cenie za obraz Beksińskiego otworzy temu artyście drogę na zamknięte do tej pory artystyczne salony?
Pieniądze zawsze oddziaływały na wyobraźnię. Ponad 700 tys. zł to absolutny rekord. Możemy spodziewać się, że cena ponad 500 tys. zł za obraz utrwali się na rynku dzieł sztuki. To świetna cena za obraz artysty tej generacji. Oczywiście obrazy Malczewskiego, Kossaka, czy Wyspiańskiego osiągają ceny idące w miliony złotych, ale niewielu takich artystów jak Brzozowski, czy Nowosielski osiąga wyższe ceny.
Czy rekordowa cena za obraz Zdzisława Beksińskiego będzie miała wpływ na Muzeum Historyczne w Sanoku?
Z jednej strony negatywny, bo muzeum już nie będzie stać na kupno obrazu Beksińskiego, a po jego śmierci zakupiliśmy tylko jeden obraz artysty. To trochę szkoda patrząc z tego punktu widzenia. Z drugiej strony wpłynie to na rozpowszechnienie informacji, że w Sanoku znajduje się kolekcja dzieł Beksińskiego. Ludzie będą chcieli popatrzeć na tak dużo warte obrazy, nawet jeśli specjalnie nie interesują się sztuką. Wiele osób fotografuje się przed obrazem Giocondy, a nie interesuje się przecież twórczością Leonarda da Vinci.
Dorota Mękarska
archiwum prywatne
lub zaloguj się aby dodać komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz